Od dawna szukałem pracy w kulturze - mówi Piotr „Dziki" Łukjanowicz z Bartoszyc

2022-06-16 12:00:00(ost. akt: 2022-06-07 09:39:21)
Piotr Dziki Lukjanowicz

Piotr Dziki Lukjanowicz

Autor zdjęcia: Dariusz Dopierała

KULTURA \\\ Rozmawiamy z Piotrem „Dzikim" Łukjanowiczem. Autor murali, przedstawiciel kultury hiphopowej. W kulturze nieformalnie działa od lat, a od pół roku jako pracownik Ośrodka Kultury i Aktywności Lokalnej w Bisztynku.
Piotr „Dziki" Łukjanowicz murale tworzy od około 8 lat, a w wieku siedemnastu lat nagrał swój pierwszy hip-hopowy kawałek. W Bartoszycach na wielu ścianach można obejrzeć jego murale. Jeśli jednak chcemy usłyszeć jego muzykę, najlepiej wybrać się do Bisztynka. Pracuje tam w Ośrodku Kultury i Aktywności Lokalnej (OKIAL).

— Jest pan raperem, czy hiphopowcem?
— Rap jest związany z samą muzyką, a hip-hop jest pojęciem szerszym, obejmuje całą kulturę, graffiti, muzykę, taniec i inne elementy. Wykonuję murale, tworzę teksty i bity. Jestem więc hiphopowcem.
Piotr „Dziki
Fot. Dariusz Dopierała
Piotr „Dziki" Łukjanowicz

— Co było najpierw? Rap, czy graffiti?
— Muzyka siedzi w moim sercu od dzieciństwa. Już jako małolat, kiedy zaczął się ten styl nagrałem pierwszy kawałek, więc myślę, że od 16-17 roku życia. Nigdy jednak nie nastawiałem się na większe sukcesy. Bardziej cieszy mnie granie dla ludzi niż promowanie się np. w internecie. Kiedyś malowałem „nielegale” ale to były inne czasy. Pracując w Anglii malowałem meble sprayem. Zacząłem za pozwoleniem menadżera w lakierni i tak zaczęły powstawać pierwsze kolorowe rysunki i napisy. Kiedy osiem lat temu wróciłem z Anglii, zacząłem tworzyć w okolicy pierwsze murale.

— Wspomniał pan o „nielegalach”. Gdzie jest granica między malowaniem legalnym, a nielegalnym?
— To zależy od pozwolenia na malowanie. Jeśli je masz, jest to legalne. Widać to też po stylu rysunku. Jeżeli jest to nielegalne, często linie są niedopracowane i to na pierwszy rzut oka widać. Malując legalnie wkłada się w to więcej pracy. Po to właśnie robię warsztaty z dziećmi, by wytłumaczyć im różnicę i zarazem rozwijać ich kreatywność i zdolności artystyczne.

— W Bartoszycach maluje pan na blokach. Jest na to przestrzeń?
— Nowe elewacje na blokach są dla artysty jak czyste płótno. Wystarczy domalować bajkowy element, krajobraz lub postać, a już sprawia to inne wrażenie, ożywia okolice. Same numery bloków można namalować na wiele sposobów, a każdy kolorowy element dodaje uroku. Niezależnie od tego, czy będzie to herb, czy prosta grafika.
Fot. Dariusz Dopierała

— Skąd czerpie pan inspiracje?
— Jeśli chodzi o rysunki, to jest to zależne od tego czy jest to moja własna inwencja, czy też maluję na zlecenie. W tym drugim przypadku moja swoboda twórcza ogranicza się do formy, koloru, sposobu wykonania. A jeśli maluję z władnej inicjatywy, dokładnie przyglądam się i podejmuję decyzję, jaka grafika pasuje w danym miejscu. Staram się malować zgodnie z otoczeniem, często samo miejsce podpowiada, co w danej przestrzeni dobrze by wyglądało. Dobrym przykładem są większe miasta, w których murale nawiązują do historii danego miejsca. Tak pomalowane bloki stanowią wizytówkę miasta.

— Na muralach się zarabia?
— Nie. Na początku do tworzenia większości murali, które powstały w Bartoszycach używałem własnych farb, czasem dokładał do tego coś właściciel miejsca, które malowałem lub znaleziony sponsor. Z czasem zapotrzebowanie rosło i przykładem jest budka nad Jeziorem Mleczarskim w Bartoszycach. Budynek jest podzielony na części, zależnie od tego, kto w tym miejscu działa. Dlatego na ścianach jest mural związany z klubem morsów, siatkarzami, harcerzami i hodowcami gołębi.
Fot. Dariusz Dopierała

— Czy murale mogą być sposobem na upiększenie miast?
— Pole jest nieograniczone, ale chodzi o koszt powstania muralu. Farby, które używam podczas malowania są mocniejsze i tynk wytrzymuje długo. W każdym mieście są miejsca, które szpecą i mural jest sposobem na ich odnowienie. Mam upatrzonych kilka takich miejsc. Idę wtedy do właściciela i pytam o pozwolenie. Utrudnieniem są różne elementy infrastruktury, które staram się wtapiać w powstający rysunek. Dobrym przykładem są otwory w obudowie śmietnika, z których kiedyś powstała strzelba z Simpsona.

— Przejdźmy do muzyki. W którym roku zaczął się hip-hop?
— Jeszcze za czasów kaset przewijanych ołówkiem — śmieje się „Dziki”. — Zbieraliśmy się w grupie, puszczaliśmy muzykę i śpiewaliśmy, czerpiąc pomysły prosto z głowy. Było fajnie i zabawnie. Większość kojarzy hip-hop z tym, że jedna osoba „ciśnie” drugiej jak to jest w bitwie. Staram się trzymać od tego z dala. Bardziej śpiewam to, co mi w duszy gra. Muzyka powinna cieszyć otoczenie i sprawiać przyjemność. Wcześniej starałem się pisać o sobie, teraz inspiracją jest otoczenie i to, co się w nim dzieje.
Fot. Dariusz Dopierała

— Niektórym ten styl kojarzy się z wulgaryzmami.
— To zdecydowanie zawęża odbiorców. Faktycznie, są wykonawcy, którzy śpiewają wulgarnie, lub tak się zachowują. Mój rap jest pozytywny. Czasem wchodzę na scenę, gdzie są dzieci i wtedy trzeba używać innych słów. W Bisztynku wystąpiłem podczas złotych godów i zostałem ciepło przyjęty.

— Wspomniał pan o „bitwie”, która jest improwizacją.
— Śpiewam zarówno freestyle, jak i gotowe kawałki. Często gram docelowy kawałek napisany i przemyślany wcześniej. Ostatnio jednak częściej na imprezach „idę na żywioł”. Najczęściej piszę do gotowej muzyki, a kiedy freestyl`uję, to nigdy nie wiadomo, co będzie na końcu. Można powiedzieć, że moje teksty są jednorazowe. W freestyle najważniejsza jest muzyka. Jeśli ją czujesz, potrafisz stworzyć utwór. Podczas Dnia dziecka w Bisztynku „cisnąłem” dwie i pół godziny. Nie da się tego zapisać, ale ta forma wyrażania siebie spodobała się moim widzom.
Fot. Dariusz Dopierała

— Teraz pracuje pan w Bisztynku. Jak trafił pan do OKIAL w Bisztynku?
— Od dawna szukałem pracy w szeroko rozumianej kulturze, dlatego zareagowałem na ogłoszony przez dyrektora Pawła Wołocha konkurs. Zostałem zatrudniony jako akustyk. Cieszę się, że razem z innymi pracownikami tworzymy fajny zespół sprawdzający się podczas organizowanych imprezach i uroczystościach. Jednak muzyka to nie wszystko. Sporadycznie prowadzę warsztaty z grafitti na kartkach lub sprejem na folii. W tym miesiącu ruszamy z projektem i tego typu sztukę będzie można zobaczyć na przystankach w kilku miejscowościach.

— W Bartoszycach nie było dla pana miejsca?
— Rzeczywiście jest mnie trochę mniej w Bartoszycach, ale lubię występować w rodzinnym mieście i cieszę się z każdej nadarzającej się okazji. Dobrze czuję się na scenie i wiem, że mój entuzjazm udziela się słuchaczom. Ostatnio więcej zajmowałem się graffiti i częściej niż w mieście malowałem na terenie gminy. Współpracowałem ze szkołami, stowarzyszeniami i placówkami kultury z rożnych miejsc w naszym kraju poznając przy tym wielu ludzi Nie ukrywam, że muzyka jest mi równie bliska jak graffiti. Jako rodowity bartoszyczanin chciałbym swoimi działaniami przyczyniać się do rozwoju kultury lokalnej. Cały czas jestem otwarty i czekam na propozycje współpracy.
— Dziękuję za rozmowę.
dar

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5