Ceramiczny sarkofag jest moim marzeniem- mówi Magda Bobek z Kandyt

2022-05-20 12:00:00(ost. akt: 2022-05-12 14:38:54)

Autor zdjęcia: Magdalena Bobek

NA SWOIM \\\ Magdalena Bobek prowadzi w Kandytach Pracownię Artystyczną, w której łączy rzemiosło ze sztuką użytkową. Dzięki temu jej wyroby są jedyne w swoim rodzaju, a klient może być pewien, że nikt inny nie otrzyma identycznego wyrobu.
Artystka i rzemieślniczka mieszka w niewielkich Kandydach w gm. Górowo Iławeckie. W pracowni spędza czasem cały dzień, innym razem przez kilkanaście dni czeka na natchnienie. Efekty jej pracy są zdumiewające.

— Jak długo prowadzi pani swoją pracownię artystyczną i co trzeba mieć, oprócz wyobraźni oraz sprawnych rąk, by się tym zajmować?
— Już trzeci rok prowadzę swoją działalność gospodarczą, czyli pracownię artystyczną, w której zajmuję się tworzeniem ceramiki. Zawsze było to moją pasją i w końcu to zrealizowałam. Trzeba mieć przede wszystkim chęci i pasję.

— Na rynku jest zapotrzebowanie na tego typu działalność?
— Jest, oczywiście że tak. Zarówno na ceramikę użytkową jak i ozdobną, są to dwa główne nurty i jednocześnie modele. Nie wykonuję wielu rzeczy, bo one są robione indywidualnie i ręcznie. Z założenia staram się ich nie powielać, dzięki czemu są one oryginalne. Każda rzecz jest zrobiona moimi dłońmi. Są to rzeczy, których można używać.

Fot. Magdalena Bobek

— To rzemiosło czy sztuka?
— Jest to sztuka, ale też rzemiosło. Staram się iść w kierunku rzemiosła i unikam słowa sztuka. Z wykształcenia jestem magistrem sztuki i kiedy ktoś nazywa mnie artystką, niekoniecznie mi to pasuje, ponieważ nie o to tu chodzi. Obecnie pracuję z wykorzystaniem pieca elektrycznego, ale kiedyś chcę mieć piec z prawdziwego zdarzenia. Marzy mi się piec ziemny, w którym od początku do końca będę tworzyła cały proces w sposób bardziej rzemieślniczy. Jednak nie chcę zrezygnować ze strony artystycznej, ponieważ daje to świetne możliwości.

— Ludzie chcą mieć coś pożytecznego, a jednocześnie pięknego? Ile jest w tym zapotrzebowania na rzeczy użytkowe, a ile na sztukę?

— Jest bardzo „pomiędzy”. Często ludzie szukają czegoś artystycznego, ale jednocześnie użytkowego. Na przykład może być bardzo abstrakcyjna patera, na której można jednak coś położyć. Jestem w stanie wykonać zastawę, talerz, kubek, garnek, ale są też bardziej oryginalne zamówienia. Kiedy ktoś potrzebuje czegoś konkretnego, na przykład ceramicznego wieńca na cmentarz, to ja go zrobię. Jedna z klientek zamówiła u mnie dziwne anioły z jednym skrzydłem, co miało pewną symbolikę. Ta praca była w pełni oryginalna, klientce zależało na tym, aby anioł miał konkretny kolor i kształt. To co robię od razu sprzedaję, nie prowadzę sklepu internetowego. Nie robię żadnych zapasów. Jeśli ktoś potrzebuje konkretnej rzeczy na podstawie własnego projektu, jestem w stanie ją wykonać. Mało tego, można też przyjechać do mnie na warsztaty i samodzielnie daną rzecz wykonać. Zakres możliwości jest ogromny.
Fot. Magdalena Bobek

— Jakie było pani najdziwniejsze zamówienie?
— Kiedyś zrobiłam wielką na cały piec, gigantyczną świnię. Miała być to świnia skarbonka, a zaakceptowany projekt był bardzo realistyczny. Wykonałam kiedyś ceramiczne czarne serce oraz rzeczy na groby, to było dla mnie czymś nowym. W naszej kulturze z ozdobą cmentarzy kojarzą się głównie kicz i plastik. Jedna ze znajomych zwróciła uwagę na ceramiczne wieńce, które widziała na cmentarzach za granicą. Chcę dla siebie zrobić ceramiczny sarkofag. Najpierw byłby ozdobą mojego domu, a potem mieszkaniem po śmierci.

— Ma pani ulubione tematy i motywy?
— Najbardziej lubię motywy roślinne. Dużo pojawia się u mnie odcisków liści, roślin i uważam, że natura tworzy najpiękniejsze dzieła, a my możemy ją tylko naśladować. Potrafię pół dnia spędzić koło pięknego drzewa lub kamienia.

— Pracownia przynosi pani odpowiednie dochody?
— Muszę przyznać, że jestem mało przedsiębiorcza. Nie mam strony internetowej ani sklepu. Prawdopodobnie, gdyby je założyła, miałabym więcej zleceń. Jednak szanuję też swój czas i inne wartości, dlatego pieniądze nie są moimi głównym celem i motywem. Ale oczywiście są mi potrzebne i zarabiam na tym.

— Celowo nie dba pani o reklamę?
— Chyba tak. Dzięki temu pokazuję tylko jeden talerz. Już w momencie, kiedy go wystawiam często jest sprzedany, bo klientów mam jeszcze przed jego wystawieniem. Czy miałby taką samą wartość, gdybym takich talerzy miała dwadzieścia? Myślę, że nie.
Fot. Magdalena Bobek

— W dzisiejszych czasach ludzie chcą mieć coś wyjątkowego? Podobnie jak jest to w przypadku mody i ubrań?
— Tak. Na rynku jest dostęp do dużej ilości i różnej jakości ceramiki, decorów, czy ozdób, które można kupić w sklepach internetowych, jak i samych Bartoszycach. Również ceny są bardzo dostępne i stać na nie także osoby, które nie mają za dużo pieniędzy. Kiedyś do nabycia były głównie produkty chińskie o niskiej jakości, a jeżeli były fajne produkty, to były one drogie. Teraz to się zmieniło. Jednak pomimo tego, że obecnie jest szeroki wybór dobrej jakości ceramiki, dostępnej za przystępną cenę, to nadal mam klientów.

— W jaki sposób panią odnajdują?
— Bardzo często tzw. pocztą pantoflową, korzystam też z Facebooka i Instagrama. Ciągle słyszę, że jestem mało przedsiębiorcza. Jednak dla mnie nie jest to przedsiębiorstwo!

— Niektórzy żyją, żeby pracować, inni pracują, żeby żyć. Jaka jest w pani przypadku?
— Żyję po to, aby rano wstać z łóżka i cieszyć się swoim życiem, bo w życiu chodzi o dobrą zabawę, mimo wszystko.

— Skąd czerpie pani inspiracje?
— Zewsząd. Mieszkam na wsi, więc oczywiście jest natura, takie rzeczy, które mnie kręcą. Całe życie zarzekałam się, że nigdy nie będę mieszkać w Kandydach, jednak mieszkam i mam tu swój dom na wsi. Mój dom jest przy samej drodze, jednak za sobą mam tylko pola i staw. Mieszkam w świetnym miejscu. Jestem przeszczęśliwa. Z wiekiem zaczynam doceniać takie rzeczy jak spokój, cisza, harmonia, kawałek własnej ziemi, że mogę robić to, co chcę oraz kiedy chcę.

— Nie ma pani typowego dnia pracy?
— Czasem mam taki dzień, że pracuję bardzo dużo, a czasem przez dwa tygodnie nie robię nic. Pracuję też w klubie Senior+ w Kandytach. Od maja ubiegłego roku jestem instruktorem, co tym bardziej zapewnia mi wolność i swobodę.

— Łatwo było odnaleźć się z taką działalnością na naszym rynku?
— Na początku było ciężko, ponieważ nie wierzyłam w siebie. Nie trwało to jednak długo. Obecny system podatkowy sprzyja tego typu działalności. Sprzedając rękodzieło, jeśli nie przekroczy się kwoty nieco ponad 1,5 tys. złotych, nie trzeba się rejestrować, a na koniec roku rozliczyć trzeba tylko PIT. Dla artystów, osób zajmujących się rękodziełem, jest to doskonała furtka. Moje studia zajęły mi 8 lat, ponieważ wychowuję dwójkę dzieci. Byłabym w stanie z takiej kwoty się utrzymać. Nie mam dużych wymagań. Ile będę miała, tak będę żyła i tak samo będę szczęśliwa.
Fot. Magdalena Bobek

Dariusz Dopierała

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5