Teraz mam bardziej poukładany czas - mówi Andrzej Grabowski

2022-05-03 09:00:00(ost. akt: 2022-05-03 10:25:42)
Od lewej Jarosław Pastuła, Andrzej Grabowski

Od lewej Jarosław Pastuła, Andrzej Grabowski

Autor zdjęcia: Dariusz Dopierała

Andrzej Grabowski przez 17 lat pisał w „Gońcu Bartoszyckim” o sprawach związanych z naszym powiatem. W styczniu 2021 pożegnał się z redakcją. I chociaż był wcześniej obecny w „Gońcu”, nigdy nie było z nim wywiadu. Czas to zmienić.

Trafiłem z deszczu pod rynnę


— Marek Niedźwiedzki napisał książkę zatytułowaną „Nie wierzę w życie pozaradiowe”. Wierzysz w życie pozaprasowe?
— Oczywiście takie życie istnieje. W moim przypadku ono istniało równolegle, chociaż z natury rzeczy, a raczej pracy nie miałem tyle czasu, ile chciałbym na nie poświęcać. Pomysł Pawła Wołocha, dyrektora OKIAL w Bisztynku był taki, aby wykorzystać moje dziennikarskie doświadczenie do prowadzenia profili w mediach społecznościowych, tworzenia relacji z imprez, czy przygotowania fotoreportaży lub relacji wideo. Rozpoczynając pracę w ośrodku kultury trafiłem trochę z deszczu pod rynnę, ponieważ nadal często jest to praca 12 godzin na dobę. Moja praca to nie tylko kilkugodzinne dokumentowanie imprezy. Potem tyle samo czasu trzeba poświęcić na dobór oraz obróbkę zdjęć i filmów. Sama impreza dla pracownika instytucji kultury to nie jej ostateczny efekt. Widzimy scenę, nagłośnienie i światło oraz kogoś z kamerą i przy monitorach. Przed wydarzeniem i po nim trzeba to jednak wszystko przygotować, a potem posprzątać.
Andrzej Grabowski przy nowym stanowisku pracy
Fot. Adrianna Wysocka
Andrzej Grabowski przy nowym stanowisku pracy

— W mediach lokalnych ani instytucjach kultury nie zarabia się dużych pieniędzy, a nakład pracy jest nieporównywalny do tego, co się otrzymuje w zamian. Teraz mam bardziej poukładany czas. Jeśli nie ma wydarzenia, które trzeba obsłużyć, to praca jest spokojna i przewidywalna. Nie ma nagłych wyjazdów do zdarzenia, jak choćby wypadek.

Stajemy się coraz bardziej obrazkowi


— Czy prasa ma jeszcze rację bytu?
— Niezależnie od tego kto pracuje w "Gońcu Bartoszyckim", darzę go sentymentem. Nie zawsze czytam wydanie papierowe, ale zawsze w internecie. Nie mam złej oceny tego, jak obecnie funkcjonuje gazeta. Niepokojące jest jednak to, że ludzie nie czytają tekstów, skupiają się na nagłówku, a czasem tzw. leadzie i na tej podstawie wyciągają błędne wnioski. Mam też wrażenie, że stajemy się bardziej obrazkowi. Na poziomie lokalnym zdjęcia są tak cenione dlatego, że często poruszane są tematy związane z ludźmi, których znamy osobiście. Sprawia to, że bardziej wczuwamy się choćby w tragedie, o których czytamy.

— Gonimy za klikalnością?
— Na pewno, bo media z tego żyją. Pracując w gazecie starałem się przekazać informację tak, by czytelnicy widzieli, że wypadek to nie tylko pogięte blachy, ale też czyjś dramat. Czasem byłem za to krytykowany.

Uważaj, to uzależnia!


— Praca w gazecie stała się też początkiem pasji…
— Pierwszy raz miałem kontakt z Jarkiem Pastułą oraz fotografowaniem przyrody, głównie ptaków, bo pisaliśmy o nim w „Gońcu”. Gdy sam zacząłem tę przygodę zalewałem go pytaniami o gatunki ptaków. Usłyszałem wówczas: „Uważaj, to uzależnia”. Miał rację, bo obecnie dzień bez wyjazdu i fotografowania ptaków uważam za stracony. Dzisiaj, w dniu rozmowy mam już sfotografowane 22 gatunki ptaków.
Uszatka błotna
Fot. Andrzej Grabowski
Uszatka błotna

— Dużo czasu zajmuje fotografowanie?
— W dniu naszej rozmowy spędziłem 3 godziny w terenie. Praca w gazecie oraz obecna moja pasja to pewne mechanizmy samonapędzający się. Podczas interwencji związanej z wycinką w okresie ochronnym drzew z gniazdami na "kwadracie", poznałem ornitologa Marka Bebłota. Kiedy zacząłem fotografować ptaki, wysyłałem do niego wiele pytań. Potem z kolei on prosił o interwencję prasową. Teraz kontaktujemy się na bieżąco. Musieliśmy jednak się fizycznie spotkać, a stało się to dzięki pracy w mediach.

— Masz zdecydowanie inny warsztat niż na przykład Jarosław Pastuła.
— Dziewięćdziesiąt procent moich zdjęć wykonywanych jest samochodu. Pierwszego orlika krzykliwego sfotografowałem przy drodze krajowej. Samochód służy mi jako czatownia, a ptaki są przyzwyczajone do samochodów i je po prostu ignorują. Ucieszyła mnie opinia Władysława Katarzyńskiego, ikony Gazety Olsztyńskiej, że warto, abym wydał album ze swoimi zdjęciami. Usłyszałem, że to co w moich zdjęciach jest cenne to ich autentyczność, bez ingerencji programu graficznego.

— Nie technika, ale pasja?
— Zdecydowanie tak. Zdobycie dobrego aparatu to przede wszystkim kwestia pieniędzy. Oczywiście o tym marzę, ale to na czym pracuję jest wystarczające. Mam czasami dziwne wrażenie, że ptaki i zwierzęta lgną do mnie. Czytam komentarze, które mnie napędzają. Na przykład, że mieszkam w cudownym miejscu. A takich cudownych miejsc na terenie naszego powiatu i oczywiście gminy Bisztynek jest mnóstwo.

Dzięki pasji poznaję nie tylko ptaki, ale i ludzi


— Poznaję nie tylko ptaki, ale i ludzi. Nie tylko podobnych pasjonatów, ale choćby rolników, których proszę o pozwolenie wjechania na łąkę i słyszę ich opowieści o przyrodzie. To samo było w czasie, kiedy pracowałem w Gońcu Bartoszyckim. Poznałem nie tylko ludzi nie tylko na imprezach, które obsługiwałem, ale czasami, jak w przypadku podróży z Marią Duchnik - po drodze. W czasie rozmowy na temat jesieni słyszałem wiersze czytane z telefonu komórkowego. Nie spodziewałem się, że znajomość zaowocuje na przykład wystawą moich zdjęć razem z Jarkiem Pastułą i tobą podczas jednego ze świąt w Żywkowie.
Krętogłów
Fot. Andrzej Grabowski
Krętogłów

— Wcześniej nie miałem pojęcia o bioróżnorodności Warmii i Mazur, a teraz ją dostrzegam. W gminie Bisztynek sfotografowałem 158 gatunków ptaków. Zdecydowanie poszerza to horyzonty i doceniam, w jakim miejscu mieszkam! Wartością dodaną jest także spotykanie ciekawych ludzi. Wpisując dany gatunek w serwisie, zdarza się, że następnego dnia spotykam innych pasjonatów w tym miejscu. W tym serwisie dwaj pasjonaci z Mazowsza zobaczyli, że sfotografowałem kowalika podgatunku skandynawskiego. Obaj przyjechali do Bisztynka, bo chcieli tego kowalika zobaczyć. Przyjechali dwukrotnie, zrobili zakupy, zjedli obiad, już wiedzą, gdzie jest Bisztynek, gdzie mogą zjeść, gdzie mogą zrobić zakupy. W tym samym czasie, w Bartoszycach burmistrz Piotr Petrykowski nie wspomógł hodowcy, który ma na koncie stworzenie bartoszyckiej, uznanej rasy gołębia. Zamiast wykorzystać to do promocji, hodowcy nie udzielono żadnej pomocy i nikt tam nie przyjedzie, aby gołębia zobaczyć.
Kowalik, podgatunek skandynawski
Fot. Andrzej Grabowski
Kowalik, podgatunek skandynawski

— Nie potrafimy promować miasta?
Przeszkodą jest często niechęć do udzielenia komuś pomocy albo personalne uprzedzania, co u samorządowca – moim zdaniem – jest niedopuszczalne.

Nie rozumiem sytuacji, w której samorządowiec obraża się na media


— Płynnie przeszliśmy do samorządu. Jak z perspektywy czasu wygląda sytuacja polityczna?
— Nie rozumiem sytuacji, której samorządowiec unika informowania społeczeństwa poprzez media. Samorządowiec nie może obrażać się na media, bo napisały coś krytycznie na temat jego działań. Za „moich czasów" doskonale współpracowaliśmy z każdym samorządem, jeszcze za czasów burmistrza Nałęcza i uzyskiwaliśmy informacje natychmiast. Nawet otrzymując informacje z kancelarii prezydenta, czy ministerstw nigdy nie używałem profilu zaufanego, a odpowiedź otrzymywałem często po 30 minutach z informacją, że pełną wypowiedź otrzymam następnego dnia rano. Jedynym wyjątkiem był burmistrz Bartoszyc Piotr Petrykowski. Kiedy czytam, że organizuje spotkania bez udziału kamer i mediów, czuję się dziwnie. Można zadać pytanie: o czym tam się mówi, że nie można tego przekazać?
Pamiętam też sytuację, kiedy rozmawiałem na temat jednej ze spraw z urzędniczką. Temat pozytywny dla miasta, miał pokazać działania przeciwdziałające przemocy. Otrzymałem potem telefon od niej, że nie ma zgody burmistrza na udzielenie informacji. Jest kompletnym absurdem, jeśli samorządowiec, który ma służyć mieszkańcom odmawia udzielenia informacji mediom, które tę informację przekazują.

— A przykłady pozytywne?
— Bardzo podoba mi się współpraca z burmistrzem Górowa Iławeckiego Jackiem Kostką, który potrafił powiedzieć: „nie mam o tym zielonego pojęcia, proszę zadzwonić do osoby, która tym się zajmuje.” To pokazuje ogromną otwartość oraz jednocześnie dystans do samego siebie.

Życie zatoczyło koło


— Na Twoim profilu pojawiła się informacja o… powrocie do pracy dziennikarskiej.
— Ostatnio zwróciła się do mnie Gazeta Olsztyńska proponując, bym przygotował artykuły i zdjęcia do magazynu turystycznego Warmii i Mazur. Nadal, pomimo zmian pracy jestem aktywny „prasowo". Jednak pracy zmieniać nie zamierzam!
— Bardzo dziękuję za rozmowę.
dar

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5