Mykola Kuczerenko, historyk z Kijowa, który obecnie mieszka w Górowie Iławecki opowiada o historii Polski i Ukrainy

2022-04-01 14:00:00(ost. akt: 2022-04-01 15:34:21)

Autor zdjęcia: arch. domowe Mykola Kuczerenko

UKRAINA || O dawnej i najnowszej historii rozmawiamy z Mykolą Kuczerenko. Historyki z Kijowa jest pracownikiem Muzeum Historii Kijowa, a od 1991 r. filii poświęconej Mychajłowi Hruszewskiemu historykowi i twórcy ukraińskiej państwowości.
Mykola Kuczerenko mieszkał w Bojarce, miasteczku w pobliżu Kijowa. W Muzeum Historii Kijowa pracuje od 1987 roku.
— Dzisiejszą Ukrainę — mówi Mykola Kuczerenko — można nazwać II Republiką tak samo, jak Polacy mówią o III Rzeczpospolitej. Mychajło Hruszewski założył pierwsze ukraińskie państwo, czyli Ukraińską Republikę Ludową, która trwała w walce wojennej od 1917 do 1921 roku i została zniszczona przez rosyjskich bolszewików Lenina.
— Historia Polski i Ukrainy się przeplatają?
— Polska i Ukraina mają wiele wspólnego. Duża część historii Ukrainy jest zapisana w języku polskim. Oprowadzając polskie wycieczki po Górze Starokijowskiej, opowiadałem, że tutaj była stolica wschodniosłowiańskiego plemienia Polan, którzy potem nad Wisłą utworzyli Polskę. Również Cud nad Wisłą był możliwy dzięki obu narodom. Polacy walczyli w Warszawie, a Ukraińcy w Zamościu. W pewnym sensie Ukraińcy pomogli Polakom wywalczyć swoją niepodległość. Niestety sami Ukraińcy nie byli solidarni między sobą, część z nich poszła za propagandą bolszewicką. Wtedy Ukraina nie utrzymała niepodległości. Teraz rozumiemy, że Rosja nie może czuć się dobrze tracąc Ukrainę. To było ponad 100 lat temu. A dzisiejsza wojna jest powtórzeniem tej historii.

— Ukraina do tej pory wierzyła Rosji?
— Ukraina to nie jest jeden człowiek. Przez wiele lat nie mieliśmy dostępu do informacji, choć można było słuchać Głosu Ameryki, BBC, Radia Swoboda, czy innych rozgłośni. Pozwalało to budować alternatywne wobec radzieckiej propagandy poglądy. Jednak propaganda radziecka była bardzo mocna, a do tego dołączył się strach. Wtedy istniało powiedzenie: „Myślimy jedno, mówimy drugie, robimy trzecie”. Ludzie starali się nie mówić o tym, co myślą. Większość z nas nie wiedziała, gdzie jest prawda. Nie mieliśmy jednak wielkiego zaufania do władzy radzieckiej. Stało się to wyraźne szczególnie po katastrofie w Czarnobylu, w 1986 roku. Moskwa kłamała nam prosto w oczy, a my to widzieliśmy.
Mykola Kuczerenko przez muzeum w Kijowie
Fot. arch. domowe Mykola Kuczerenko
Mykola Kuczerenko przez muzeum w Kijowie

— Przeczuwał pan nadchodzącą wojnę?
— Ostatni raz byłem w pracy 23 lutego. Trudno mi teraz zrozumieć, dlaczego i po co, ale coś mnie tknęło i zrobiłem sobie zdjęcie na tle domu Hruszewskich – mojego Muzeum. Teraz jest to moja pamiątka z pracy w Kijowie, gdzie od tego czasu nie byłem. Następnego dnia miałem dzień wolny. Do pracy miałem jechać w piątek 25.02. Do późna czytałem w komputerze przerażające informacje. Poszedłem spać bardzo późno. Następnego dnia rano ktoś zapukał w okno. Był to Jura (Jerzy), mój sąsiad. Powiedział, że jest wojna. Zrozumiałem, że to, w co nie chcieliśmy wierzyć, stało się prawdą. Mój sąsiad był w wojsku, ale był też uczestnikiem walk w Donbasie. Mówił mi co robić, że trzeba zrobić zapasy wody, jedzenia, naładować baterie do latarek. Uczył mnie też, jak zakładać opaski uciskowe na rany. W mieście było jeszcze spokojnie, ale z 5 aptek pracowały tylko 3. Wszędzie były długie kolejki, szybko wyprzedano mięso, ryby. Zostały kasze i warzywa, ale i to ludzie zaczęli wykupywać.

— Trudno wyobrazić sobie, co czują mieszkańcy Ukrainy…
— Była apatia, poczucie, że to już jest koniec. Świadomość, że Ukraina nie wytrzyma takiego uderzenia wroga, który zawsze był dobrze uzbrojony, przez lata przygotowywał się do wojny. Jura mówił, że trzeba poczekać dwa-trzy dni, to wszystko się okaże, czy Rosja będzie w stanie szybko zająć Ukrainę, czy nie.

— Jak Ukraina przygotowywała się do walki?
— Kiedy zaczęła się wojna, wojsko obrony terytorialnej, jak i w innych ukraińskich miastach i wsiach, przygotowywało obronę Bojarki. Wiem, że spawacze szykowali zabezpieczenia dróg. Stawiali są betonowe bloki, zapory z worków z piaskiem, a myśliwi pilnowali przejść kontrolnych. Frontem stała się cała Ukraina, ponieważ dywersanci byli zrzucani z helikopterów. Ci, którzy byli rozbici, ukrywali się, okradali ludzi, przebierali się w cywilne ubrania. Można ich było rozpoznać wyłącznie po rosyjskim akcencie. Kiedy Rosjanie próbują mówić po ukraińsku, łatwo to zauważyć. Ukraińskie słowo chleb, który jest przygotowywany z powodu uroczystych okazji nazywa się „palanycia”, a truskawki „polunycia”. W języku ukraińskim jest też słowo „rusznycia”. Żaden Rosjanin z Rosji nie jest w stanie tych słowa prawidłowo wypowiedzieć.
Fot. arch. domowe Mykola Kuczerenko

— Jak pan wspomina pierwsze dni wojny?
— Pierwsze dni było cicho. Potem słyszałem tylko wybuchy za miastem, dochodzące z północno-zachodniej okolicy Kijowa. Mój kolega z pracy mieszkał w 5-ciopiętrowym budynku w Hostomelu, na zachód od Kijowa. Wszyscy chowali się w piwnicy. Niestety, po kilku dniach on przestał odpowiadać na mój telefon, był „poza zasięgiem”. Dziś nie wiem, czy jeszcze żyje… Po rozpoczęciu wojny przez 10 dni byłem w domu. Rosjanie posuwali się naprzód. Kiedy zbliżali się do Kijowa (mieszkam trochę z boku, niż był atak) zdawało się, że szybko będą u nas. Znając historię, wiedziałem, czego można się spodziewać po Rosjanach. Jednak zostałem jeszcze w domu, nie chciałem zostawiać go Rosjanom. Wtedy zadzwoniła do mnie siostra z Bułgarii i spytała co myślę. Mówiłem, że nie chcę zostawić domu, siostra zapytała „a chcesz zostawić życie"? Wtedy podjąłem decyzję. W piątek 4 marca była ewakuacja z Bojarki. Zabrałem bagaż, z komputera twarde dyski, kilka książek i poszedłem na dworzec. Wcześniej pociągi elektryczne jeździły z niego do Kijowa, tak samo jak busy. Teraz jeździły tylko na zachód. Idąc na dworzec, zastanawiałem się, co będzie? Spodziewałem się paniki, jednak jej nie było. W pociągu nie było miejsca, ludzie stali i siedzieli przy drzwiach na walizkach. Najwięcej było młodych rodzin z dziećmi. Ratowali swojej rodziny. Pociąg jechał do Tarnopola, gdzie nie mam żadnej rodziny. Musieliśmy wyłączyć w telefonach GPS. Później ogłoszono, że pociąg jedzie do Lwowa. Droga trwała 12 godzin. Kiedy wyszedłem z pociągu zobaczyłem, że lwowski dworzec jest wypełniony ludźmi. Nawet stać było trudno, była też godzina policyjna. Telefon mi się rozładował i z Lwowa nie mogłem zatelefonować. Pomyślałem wtedy, „co ja tu robię? Trzeba wracać do domu. Moi współpracownicy, koledzy i krewni zostali.”

Mykola Kuczerenko milknie… Chwilę później zaczyna dalej opowiadać.
— Później chciałem odpocząć i rozmawiałem z mężczyzną, który wracał z Polski na pogrzeb matki. Powiedział: „do domu zawsze możesz wrócić. Ale jeżeli jest taka możliwość, by trafić do Polski, to skorzystaj z tego”. Skorzystałem z tej rady, pytając, gdzie jest kolejka do Polski. Pod lwowskim dworcem w tunelu jest wyjście na różne perony. Ten tunel był zajęty kolejką do Polski. Tylko pod prawą ścianą było trochę wolnego miejsca dla ludzi, którzy wracali z Polski. Stałem w kolejce od 3:00 w nocy do 11:00 w dzień. Jedynie kobiety z małymi dziećmi do trzeciego roku życia przechodziły bez kolejki. Bardzo długo stałem w tej kolejce. Nawet do ubikacji nie można było przejść. Kolejka zmniejszała się tylko wtedy, kiedy przyjeżdżał pociąg. Znowu po kilkunastu godzinach pomyślałem, „Co robię? Mam ojczyznę, swój dom. Co ja tutaj robię?” Mówiłem do sąsiadów z mojej kolejki, że wracam do domu. Jednak po rozmowie z starszym panem ze zniszczonego Irpenia (miasto koło Bojarki) przełamałem się i jechałem dalej.
Fot. arch. domowe Mykola Kuczerenko

— Jak wyglądała pana podróż po polskiej stronie granicy?
— Ze Lwowa dojechałem do Przemyśla pociągiem podmiejskim, bardzo podobnym do tego, w którym jechałem z Bojarki do Lwowa. Pociągi podmiejskie w Ukrainie są stare. Jadąc, rozmyślałem, zadzwoniłem do przyjaciela z pracy, który poradził mi, żebym się nie spieszył z powrotem. Jeśli już jestem w Polsce, mam ją zobaczyć. Myślałem, że w Przemyślu zostawię bagaż i będę mógł zwiedzić miasto. Wiem, że jest bardzo stare, być może podobnie jak Lwów. Jednak nie można było tam zostawić bagażu. Musiałem czekać na dworcu. Nie wiedziałem, kiedy będę mógł wrócić do domu. Zrobiłem sobie zdjęcie na tle Przemyśla. W czasie podróży z Ukrainy nie spałem dwie noce i byłem bardzo zmęczony. Usiadłem na walizce pod ścianą i zasypiałem. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że w holu dworca stoi mężczyzna z tabliczką „Toruń i Bydgoszcz”. Sam Bóg jego posłał. Później dowiedziałem się, że ten wolontariusz-entuzjasta to Zbigniew Wiśniewski. Znałem trochę geografię Polski i wiedziałem, że Toruń jest w kierunku, gdzie mieszkają moi przyjaciele. Po raz pierwszy usłyszałem wtedy słowo „uchodźcy”. 10 dni mieszkałem w hotelu pod Toruniem. Później zadzwoniła pani Lubomira i zabrała mnie do siebie, do Górowa Iławeckiego. Od 16 marca mieszkam w Górowie Iławeckim. W tym czasie napisałem swoją „Spowiedź uchodźcy”.

— Co sprawiło, że pomyślał pan o Górowie Iławeckim?
— W Górowie mieszkają moi przyjaciele. W 1989 roku, pracując w Muzeum Historii Kijowa, oprowadzałem wycieczkę Polaków. Kiedy zacząłem rozmawiać z nimi, usłyszałem, że oni nie są Polakami, są Ukraińcami z Polski. Zachowałem kontakty i później Lubomira Tchórz podziękowała mi za wycieczkę. Później przyjechała do mnie z mężem. Kiedy zaczęła się wojna, rodzina Tchórz zaproponowała mi, bym trochę zamieszkał u nich.

— Zna Pan Polskę?
— Tak, byłem wcześniej w Polsce na 150-lecie urodzin Mychajła Hruszewskiego na zaproszenie Ukraińców z Chełmszczyzny, którzy zorganizowali te obchody. Pobyt w Polsce był dla mnie jak bajka, wspominam go bardzo miło. Teraz, dzięki Bogdanowi Tchórzowi, poznaję okolice Warmii i Mazur. Dwa razy wyjeżdżaliśmy na cały dzień, zobaczyłem m.in. zamek krzyżacki... Jestem zafascynowany Mikołajem Kopernikiem. Zwiedziłem zamek w Lidzbarku Warmińskim, a przede mną podróż do Fromborka.
Kijów ma bogatą historię, ale nikt nie wie dokładnie, kiedy został założony. W Kijowie mamy zabytki pochodzące z 11 i 12 wieku. Potem między 12 a 17 stuleciem nie ma u nas żadnego zabytku architektury. Oglądałem w Polsce zabytki z lat, które u nas „wypadają”. Cywilizacja jest jedna Europejska i chrześcijańska, jednak w Polsce jest trochę inaczej niż u nas, co jest dla mnie bardzo ciekawe.
Fot. arch. domowe Mykola Kuczerenko

— Wspominał pan o wspólnych kartach historii…
— Teraz rozumiem, że zarówno Polacy jak i Ukraińcy mają w przeszłości po obu stronach wiele win i krzywd, ale niech to pozostanie dla historyków. Historia nas uczy, że kiedy walczyliśmy przeciwko sobie, traciliśmy wolność Ukrainy i Polski. A kiedy razem broniliśmy się przez Turkami czy Tatarami w XV, XVI wieku, zwyciężyliśmy. Teraz zrozumiałem, że zarówno Polacy, jak i Ukraińcy powinni budować razem, chociaż w różnych, zaprzyjaźnionych państwach. Polska, która wcześniej była "najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym", zawsze była nam przykładem jak i co robić.

— W Polsce jest powiedzenie, że zgoda buduje a niezgoda rujnuje. Powiedział pan, że kiedy walczyliśmy przeciwko sobie, traciliśmy wolność. Ale kiedy walczyliśmy razem, ramię w ramię - wygrywaliśmy.
— Oczywiście że tak. Mam wielką nadzieję. Teraz już rozumiem, pamiętając stare podręczniki, jeszcze z czasów radzieckich, że Rosja chciała nas nastawić jeden przeciwko drugiemu. Ukraińców przeciw Polakom i Ukraińców wschodnich przeciw Ukraińcom zachodnich w myśl zasady: „dziel i rządź”.

— Ukrainę czekają zmiany?
— W 2014 w Ukrainie zaczęła się reforma administracyjna. Zaczęły wtedy powstawać samorządy terytorialne tak, jak gminy w Polsce. Jadąc autobusem z Przemyśla do Torunia, widziałem dobre drogi, pola, nowe i dobre budynki. To były wsie, ale nie takie jak można zobaczyć w Ukrainie, tylko na europejski wzór. Jest to kierunek, w którym trzeba iść. Rozumiemy, że nasz wschodni sąsiad nie chce nas puścić do Europy. Teraz to Ukraina walczy o swoje prawa, wolność wyboru swojej dalszej drogi. Los wszystkich Ukraińców jest powiązany z wynikiem tej wojny.
Fot. arch. domowe Mykola Kuczerenko

— Co pan myśli, patrząc na Polskę, Polaków i Ukrainę?
— Od 30 lat idziemy szlakiem, którym wcześniej szła Polska. Jednak Ukraińcy to naród, który został bardzo zniszczony fizycznie i duchowo. Potrzeba wielu lat, żeby to się zmieniło. Jak patrzymy na to na Ukrainie? Można to porównać z Biblią. Dlaczego Mojżesz wiódł swój naród żydowski z Egiptu przez pustynię całe 40 lat, jeśli można było tą drogę przejść w kilka dni? Chodziło o to, żeby wymarło pokolenie ludzi, którzy pamiętali niewolę. Teraz Ukrainą zaczyna rządzić pokolenie, które nie pamięta już niewoli. Kiedyś nie byłem pewien, że dzisiejszy prezydent Ukrainy jest najlepszym wyborem. Jednak teraz poznajemy prezydenta z innej strony. Przeszedł metamorfozę. Teraz warto na niego głosować. Potrzebny jest czas, by nasz naród wyszedł z rosyjskiej choroby.

— Od niedawna mieszka pan w Górowie Iławeckim. Dostrzega pan różnicę z Ukrainą?
— Nasze sklepy już teraz są inne niż w Związku Radzieckim. Kiedyś było cwaniactwo, na przykład, związane z chowaniem towarów, które nie każdy mógł kupić. Klient prosił sprzedawcę o dany towar, teraz sprzedawcy proszą o zakupy. Przed wojną nie było u nas kolejek. Teraz widzę w polskich sklepach, w małych miastach, że mamy taki sam wybór. Oczywiście są towary tańsze i droższe, jednak Polacy otrzymują wyższe wynagrodzenia. Ceny są jednak różne. Polskie mięso jest tańsze niż na Ukrainie, z kolei warzywa u nas są kilkukrotnie tańsze, niż w Polsce. Nabiał jest w podobnej cenie.

— Niestety, zdarzają się takie przypadki, że część uchodźców dziękuje za każdą pomoc. Inni mają wysokie oczekiwania wobec Polaków. Z czego to wynika?
— Odkąd jestem w Polsce, mieszkałem w hotelu między Ukraińców, nie założyłem takiego podejścia. Rozumiem jednak, że ludzie są rożni, tak samo Polacy jak i Ukraińcy. Dlatego i tacy ludzie mogą być. Jednak jest to zdecydowana mniejszość, o której nie warto mówić. Oczywiście, są też ludzie, którzy myślą, że są lepsi, bo bogatsi. Teraz widzimy Polaków z bardzo dobrej strony. Wszyscy Ukraińcy to widzą, wszyscy są wdzięczni Polakom.

— Czy wojna zmienia stereotypy Ukraińców wobec Polaków?
— Tak, ale również te dotyczące Rosjan. Wojna otwiera oczy, nasze zdanie zmienia się o 180 stopni. Mam krewnych w Rosji i wiem, że są otumaniani rosyjską propagandą. Piszą, że nie walczą z Ukraińcami, ale z nacjonalistami. Czy nacjonalizmem jest chęć życia w wolności i decydowania o sobie? Jest to pragnienie każdego narodu, by decydować o swoim losie. Przeszłość, Wołyń, akcję Wisła trzeba znać, zbadać po to, żeby wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość, by dokonywać dobrych wyborów. Historia jest nauczycielką życia i trzeba ją badać, jednak nie dla propagandy, ale zmian, by każdy naród mógł zmieniać się na lepsze. Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy mają lekcję historii. Rzeź Wołyńska była hańbą, ale wcześniej uciskano Ukraińców. Jestem przekonany, że i Ukraińcy, i Polacy powinni prosić o wzajemne przebaczenie. Zrobić wszystko, aby nie dopuścić do powtórki z historii. Bardzo dziękuję Polakom za uwagę, wsparcie Ukrainy, za flagi ukraińskie obok Polskich, które często widzę, za akcje oddawania krwi. Ludzie są bardzo zgodni dając przykład, jak trzeba się pogodzić z innymi ludźmi. Ludzie w Polsce są bardzo grzeczni, mają z sobą dobre relacje. U nas nie ma takiego zaufania. Jesteśmy bardziej ostrożni wobec innych ludzi. Oczywiście mogę idealizować,
Niech żyje wolna Polska i wolna Ukraina!Tylko razem możemy bronić naszej Wolności.

Podczas naszej rozmowy Mykola Kuczerenko wspomniał o wierszu, który podczas zesłania do Twierdzy Orskiej napisał Taras Szewczenko.

„Do Polaków" (tytuł oryginału - ukr. „Полякам")
Jak byliśmy Kozakami,
A o Unii słychać nie było,
O, wtedy wesoło się nam żyło!
Brataliśmy się z wolnymi Lachami,
Oddychaliśmy wolnymi stepami,
A po sadach kwitły i kochały,
Piękne, jak lilie, dziewczyny.
Matki były dumne z synów,
Synów wolnych... Rosły syny,
Rośli. I lat starych smutki
matkom swoim weselili...
Aż, z imieniem Chrystusowym,
Przyszli księża. Podpalili
Nasz raj cichy. I rozlali wszerz
Morze krwi i łez,
A nas, w imię Pana Chrysta,
Mordowali, krzyżowali.
Opuściły się głowy kozacze
Jak zdeptana trawa.
Ukraina jęczy, płacze!
Za głową, głowa do dołu spada.
Kat w amoku toporem buja,
A ksiądz wściekle krzyczy:
„Te Deum! Alleluja!..”
Lachu, druhu nasz i bracie!
Tak-to księża i magnaci
Poróżnili, podzielili,
Tych, co dotąd razem żyli.
Podaj rękę kozakowi
I serce czyste mu daj!
A znowu, w imię Chrystusa,
Wskrzesimy nasz cichy raj.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5