Bartoszyce: Fotografie Renaty Dęga kręcą się wokół rodziny

2022-01-06 15:00:00(ost. akt: 2022-01-04 12:57:44)

Autor zdjęcia: Aleksandra Śmiechowska

PASJA || Renatę Dęga z Mami Foto gościliśmy na łamach „Gońca Bartoszyckiego” dwukrotnie. Fotografka, która swoją pasję przekształciła w życie zawodowe. Miniony rok przeznaczyła na dalszy rozwój zawodowy. W grudniu wykonała sesję „Świątecznemu Brzdącowi”.
— Jak pracowało się z Olafem, naszym „Świątecznym Brzdącem”?
— Olaf był dobrym modelem, od początku nie było z nim żadnego problemu. Był pogodny i jak na takie małe dziecko, super zniósł sesję. Dzieci w tym wieku mają swoje humory i bywa różnie, ale tym razem miałam modela na medal.

— Dzieci często są zmęczone sesją fotograficzną?
— Zdarza się. Zawsze jednak pamiętam o tym, że sesja ma być przyjemnością, przebiec szybko i sprawnie. Czas sesji i jej tempo dostosowuję do dziecka. Bardzo ważne jest nastawienie rodziców, jeśli oni są radośni i spokojni i obydwoje ze mną współpracują, to i dzieci chętniej pozują.

Fot. Renata Dęga

— Bardzo dziękuję za wykonane zdjęcia. W 2020 roku dwukrotnie pisał o pani Andrzej Grabowski. W czasie lockdownu łączyła się Pani w dwie akcje: Portret za osocze oraz Jesteśmy w tym razem. Jak pandemia wpłynęła na pani działania?

— Po pierwszym lockdownie, kiedy zamknęli nawet lasy, miałam problem. Nie mogłam robić nawet sesji plenerowych. Wtedy nadrobiłam wszystkie zaległości obróbkowe oraz miałam czas na rozwój osobisty w postaci szkoleń i kursów online. Od czasu kiedy ponowie otworzono lasy, mój kalendarz jest stale zapełniony minimum miesiąc do przodu.

— Co przez ten czas się zmieniło?
— Zawodowo przede wszystkim mam swoje wymarzone duże, bo prawie 90m2, w pełni wyposażone studio fotograficzne, w którym działam od dwóch miesięcy. Dało mi to dużo więcej możliwości i pomysłów na dalszy rozwój. Po za tym mam za sobą kolejne warsztaty fotograficzne i kilka kursów onilne.

— Fotografia to pasja?
— Z jednej pasji pracy przeszłam w drugą. Z zawodu jestem zootechnikiem i przez 18 lat jeździłam konno, pracowałam jako instruktor oraz jeździec. Urodzenie córki zmieniło moje życiowe plan i priorytety i konie zostały już tylko odświętną rozrywką. Wtedy ponownie w moim życiu pojawiła się fotografia, którą interesowałam się od dziecka.

— W fotografii spotyka się podział na fotografię ożywioną, nie ożywioną, ludzi, noworodkowo, ciążową... Jak pani określiłaby swoją?
— Ja zajmuję się głównie fotografią ciążową, noworodkową, rodzinną oraz dziecięcą. Jest to fotografia portretowa, nie life stylowa. Próbowałam też fotografii reportażowej, ale to nie jest to, co chce robić. Wolę skupić się na jednej dziedzinie i być w niej jak najlepsza.

Fot. Ann Podsiedlik Sweetphotography

— Na czym polega różnica?
— Sesje lifestyle to przede wszystkim chwila i emocje, bez konkretnego pozowania. W fotografii portretowej moją rolą jest pokazanie modelom, jak się ustawiać, jaką zrobić minę czy gdzie spojrzeć. Taka fotografia do mnie przemawia, lubię mieć kontrolę nad tym co robię. Reportaże to totalnie inna fotografia, wymagająca przede wszystkim innego sprzętu. Tu łapiemy chwile, na które nie mamy żadnego wpływu, tak samo jaki i na światło. Fotografia to nic innego, jak malowanie światłem i ono jest kluczowe. Moją misją jest tworzenie fotografii, które będą zdobiły ściany i komody moich klientów a nie leżały zapomniane w albumach.

— Wspomniała pani o fotografii noworodkowej. Jak fotografuje się maluchy?
— Wszystkie moje zdjęcia „kręcą się” wokół kobiet, dzieci i rodziny. Sesje noworodkowe wykonuję do 14 dnia po porodzie. Zazwyczaj rodzice przynoszą do mnie maluszki pomiędzy 8 a 12 dniem od narodzin. Dzieci w tym czasie mają dłuższy i głębszy sen, mieszczą się w ubranka, koszyczki czy miski, łatwiej też ułożyć je w ramionach rodziców przy ujęciach rodzinnych, które zawsze wykonuję. Wyjątkiem są wcześniaki, którym sesję wykonujemy w okolicach terminu, w którym miały się rodzić. Choć są to najbardziej wymagające sesje, to uwielbiam czas spędzony z tymi najmłodszymi modelami. Największą nagrodą jest słodki sen maluszka i zachwyt w oczach rodziców, gdy układam modela, a później gdy dostają gotowe zdjęcia.

— Ważny jest sprzęt?
— Nie zgadzam się z powszechną opinią, że wystarczy dobry sprzęt, a zdjęcia robią się same. Niestety to tak nie działa. Dobra fotografia wymaga wiedzy, ciągłego rozwoju, a przede wszystkim „oka” i wrażliwości na piękno. Dopiero później ma znaczenie sprzęt.

Fot. Ann Podsiedlik Sweetphotography

— Wspomniała pani o studiu i jego wyposażeniu. Czym pani dysponuje?
— Ze względu na rodzaj fotografii jaką wykonuję, oprócz aparatu potrzebuję masę innych sprzętów i dodatków. Moja studyjna garderoba przepełniona jest sukniami, body i tiulami do sesji ciążowych, kobiecych i dziecięcych. Sesje noworodkowe również wymagają ode mnie ciągłego powiększania ilości ubranek, kocyków i innych propsów. Oczywiście są jeszcze tła oraz inne akcesoria. Należę do osób, którym ciągle mało, które nie lubią stać w miejscu, więc inwestuję ogromne kwoty zarówno w nowe suknie i dodatki, ale również w warsztaty i szkolenia.

— Rynek fotograficzny się zmienia. Czym pani pracuje ?
— Posiadam lustrzankę Nikona, oraz obiektywy Sigmy z serii Art. Moim nowym marzeniem i celem jest przesiadka na bezlusterkowca. Bezlusterkowce to wizja przyszłości, a poza tym widoczna tendencja producentów aparatów.

— Dziękuję bardzo za rozmowę i oczywiście, życzę powodzenia!
Dariusz Dopierała

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5