Lubiejewski: olimpijski mistrz z Bartoszyc

2021-08-09 12:00:00(ost. akt: 2021-08-09 12:17:16)
Zbigniew Lubiejewski z AZS Olsztyn zdobył osiem medali siatkarskich mistrzostw Polski

Zbigniew Lubiejewski z AZS Olsztyn zdobył osiem medali siatkarskich mistrzostw Polski

Autor zdjęcia: archiwum GO

HISTORIA SPORTU || 6 listopada 1949 roku w Bartoszycach urodził się Zbigniew Lubiejewski, przyszły znakomity siatkarz AZS Olsztyn i reprezentacji Polski, który niespełna 27 lat później - w 1976 w Montrealu - został złotym medalistą olimpijskim.
Mieszkaliśmy wtedy na ulicy Pieniężnego 9 - był to ostatni budynek po prawej stronie przed Moreną - tak swoje bartoszyckie początki po latach wspomina pan Zbigniew.

A jak Lubiejewscy w ogóle znaleźli się w Bartoszycach?

- Mój ojciec pochodził spod Łomży i był w Armii Krajowej, no i po wojnie długo się ukrywał. Tak trafił do Bartoszyc, gdzie i tak go znaleźli, a potem przez lata podstawiali mu nogi, więc kariery nie zrobił - opowiada przyszły mistrz olimpijski.

Vis a vis kościoła świętego Brunona był wtedy PZGS (Powiatowy Związek Gminnych Spółdzielni - red.) - tam właśnie pracował Józef Lubiejewski, który jednak zmarł szybko, bo już w 1961 roku. - Natomiast mama pracowała w sklepie, ostatnio w monopolowym na Kętrzyńskiego obok lodziarni Stankiewicza. W sklepie zawsze były kolejki po wódkę czystą, której butelki miały czerwoną nalepkę i były lakowane. Często pomagałem mamie, nosząc skrzynki z wódką - wyjaśnia przyszły znakomity siatkarz, przyznając jednocześnie, że młodość miał burzliwą, bo - jak po latach samokrytycznie przyznaje - był wtedy silny i głupi.

- Co prawda bez problemów zdałem egzaminy wstępne do bartoszyckiego Liceum Ogólnokształcącego imienia Stefana Żeromskiego, ale szybko zaczęły się schody, bo wydawało mi się, że jestem najsilniejszy w całej wsi. Ósmą klasę jeszcze jakoś przeszedłem z rozpędu (ówczesna szkoła podstawowa była siedmioklasowa - red.), ale w dziewiątej klasie miałem potyczkę z językiem francuskim. Profesor Janina Radowska, która nota bene po wojnie przyjechała do Polski z Francji, postawiła sprawę jasno: jak nie nauczę się wszystkich czasów teraźniejszych, przyszłych i przeszłych, to nie zdam do następnej klasy. Przyznam, że był wtedy taki moment, że chciałem zrezygnować ze szkoły, ale mama przekonała mnie, bym się wziął jednak do roboty (śmiech). - Co ty zrobisz bez szkoły? - pytała mnie, załamując ze zmartwienia ręce. - A do POM-u (Państwowy Ośrodek Maszynowy - red.) pójdę pracować - odpowiedziałem hardo.

Ostatecznie Zbyszek francuskich czasów się nauczył, szkołę skończył i zdał maturę, dzięki czemu POM stracił pracownika, a polska siatkówka zyskała znakomitego zawodnika. Ale to już całkiem inna historia...

Autor cytatu:

Na razie kilkunastoletni Zbyszek jest jeszcze uczniem, do kawiarni „Małgosia” chodzi niekiedy na lody, przepycha się w stumetrowej kolejce do kina „Zryw” na western „Rio Bravo” albo na „The Beatles” do kina „Orzeł”. - Wiele się wtedy też działo w Domu Kultury - wspomina dzisiaj. - To tam byłem po raz pierwszy na koncercie Czerwonych Gitar. Nie miałem pieniędzy na bilet, więc udało mi się wejść przez jakieś okienko na górze (śmiech). Poza tym w sezonie jeździliśmy na grzyby do Wiatrowca, na jagody do Samolubia, nad Łynę na ryby i na wino do lasku TPD-owskiego. A w wakacje dużo czasu spędzaliśmy nad basenem - było to zresztą w tamtych czasach popularne miejsce spotkań młodzieży.

Poza tym w wolnych chwilach od nauki języka francuskiego Zbyszek Lubiejewski lubił grać w siatkówkę i piłkę ręczną. - Miałem kilku kolegów, wśród nich byli m.in. Jurek Tokarczyk oraz Boguś Kozieł (przyszły nauczyciel w-f w SP 1 - red.), z którym chodziłem do jednej klasy. Tworzyliśmy wtedy całkiem fajny zespół, chociaż nikt nas wtedy techniki nie uczył, po prostu trzeba było mieć trochę talentu i ruchowej koordynacji - opowiada przyszły siatkarz AZS Olsztyn. - Victoria była wtedy mocna w piłce ręcznej i - o czym może pamięta już dzisiaj niewielu - w siatkówce - wspomina pan Zbigniew. - No i któregoś dnia Stasiu Kierbedź namówił mnie, bym przyszedł do nich, bo już jako junior skakałem wysoko. I tam zaliczyłem moje pierwsze chwile z trochę poważniejszą siatkówką. W zespole byli wtedy m.in. Teodor Marcinowski, Zygmunt Szołobryt, Ryszard Piwowarczyk i Władek Gontkiewicz, który później był trenerem piłkarzy Victorii.

Często o naszym życiu decyduje przypadek (w tym momencie warto polecić znakomity film „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego), tak też było trochę ze Zbigniewem Lubiejewskim, który pod koniec lat 60. XX wieku z bartoszyckim ogólniakiem zagrał w Pucharze Polski szkół średnich. Gdy jechał na półfinał do Malborka, nie wiedział, że ta impreza niespodziewanie diametralnie zmieni jego życie, bo na trybunach pojawili się poszukiwacze talentów, nieoszlifowanych siatkarskich diamentów. - Nieoszlifowanych i krnąbrnych - dodaje ze śmiechem pan Zbigniew, który w jednym meczu z taką mocą zaatakował piłką w taśmę, aż się ku sobie pochyliły słupki podtrzymujące siatkę!

- Tam właśnie wypatrzył mnie trener Leszek Dorosz, który potem przyjechał do Bartoszyc, by mnie namówić do gry w AZS Olsztyn. „Bo on to się tylko tutaj zmarnuje, a w Olsztynie wezmę go pod swoje skrzydła. Będzie trenował, grał i jednocześnie studiował” - argumentował twórca potęgi olsztyńskiej siatkówki, a że miał talent do przekonywania, więc Zbyszek wkrótce pojawił się w Olsztynie.

Autor cytatu:

Na emeryturze nową sportową pasją pana Zbigniewa Lubiejewskiego stał się golf
Fot. Zbigniew Woźniak
Na emeryturze nową sportową pasją pana Zbigniewa Lubiejewskiego stał się golf

W tym momencie warto przypomnieć, że Dorosz na swoim koncie miał też m.in. ściągnięcie do AZS Mirosława Rybaczewskiego, który w 1976 roku razem z Lubiejewskim zostanie mistrzem olimpijskim. Trener po „Rybę” pojechał do podwarszawskiej Falenicy, gdzie udało mu się przekonać... babcię młodego siatkarza. „Słyszałam, jak mądrze pan mówił, widzę też, że dobrze panu z oczu patrzy. Proszę poczekać, Miruś mnie posłucha” - powiedziała babcia, no i kilka dni później do Dorosza zadzwonił ojciec przyszłego mistrza olimpijskiego z wiadomością, że syn przyjedzie do Olsztyna. Ale to już całkiem inna historia...
Wróćmy jeszcze do Zbigniewa Lubiejewskiego, który przenosi się do Olsztyna, gdzie w latach 70. XX wieku staje się podstawowym zawodnikiem trzykrotnego mistrza Polski, a ukoronowaniem kariery staje się złoty medal olimpijski zdobyty w 1976 roku w Montrealu. Od tego momentu jego związki z Bartoszycami ulegają rozluźnieniu, bowiem do Olsztyna przenosi się też jego matka. Ale miasto nad Łyną do dzisiaj jest mu bardzo bliskie. - Tu są pochowani moi rodzice, poza tym odwiedzam stare kąty, które przypominają mi młodość. Tu mam przyjaciół z dawnych lat, a poza tym z przyjemnością obserwuję, jak się zmienia miasto. Przecież ja pamiętam jeszcze czasy, gdy zamiast ronda w pobliżu dworca kolejowego był kanał łączący jeziorko Mleczarskie z Łyną...
Ale to już całkiem inna historia...
ARTUR DRYHYNYCZ

ZBIGNIEW LUBIEJEWSKI
Z AZS Olsztyn wywalczył trzy złote (1973, 1976, 1978), trzy srebrne (1972, 1974, 1977) i dwa brązowe (1971, 1975) medale mistrzostw Polski. Poza tym dwa razy zdobył Puchar Polski (1970, 1971), jest wielokrotnym akademickim mistrzem kraju, a w 1978 roku zajął drugie miejsce Pucharze Zdobywców Pucharów (do dzisiaj jest to największy w historii międzynarodowy sukces olsztyńskiego klubu). W reprezentacji Polski w latach 1972-76 rozegrał 160 meczów, zostając wicemistrzem Europy (1975) i złotym medalistą olimpijskim (1976). W 1978 roku wyjechał do Belgii, gdzie zdobył mistrzostwo (1981) i dwukrotnie Puchar Belgii. Po zakończeniu kariery został trenerem, ale w 1993 roku postanowił wrócić do Olsztyna, gdzie mieszka do dzisiaj.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5