Bolcia mówi do nas z nieba, czyli niezwykła historia przymusowej robotnicy

2020-01-30 09:20:00(ost. akt: 2020-01-30 17:34:07)

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Są książki, które czyta się jednym tchem. Taka jest "Bolcia" Leszka Bakuna. To opowieść jego mamy Bolesławy, która do Prus Wschodnich trafiła na roboty przymusowe a po wojnie objęła gospodarstwo w którym pracowała. To gotowy scenariusz długometrażowego filmu.
Wydaną własnym sumptem w zaledwie 100 egzemplarzach, 200-stronnicową książkę "Bolcia" Leszka Bakuna pochłonąłem w jedno popołudnie. Bolcia to zdrobnienie imienia Bolesława. Tak na imię miała mama autora, zmarła w 2001 roku, mieszkanka Dąbrowy koło Bartoszyc dokąd trafiła w lutym 1942 roku na roboty przymusowe do "bauerki" Alfredy Hilgraf - wdowy, której mąż i dwaj synowie zginęli na frontach II wojny światowej. Alfredy, która później wraz z córką trafiła na pokład Gustloffa.

- Pisanie w pierwszej osobie liczby pojedynczej i prostymi zdaniami było moim celowym zabiegiem literackim. To jest opowieść mojej mamy a takim językiem się posługiwała. Przysiągłem jej, że spiszę jej wspomnienia, choć trochę się z tym zeszło - mówi Leszek Bakun.

- Przysięgę spełniłem dopiero po około 40 latach od jej złożenia. Wcześniej nigdy nie mogłem znaleźć na to czasu. Opierałem się na moich notatkach dokumentujących wspomnienia mamy. Te opowieści utkwiły też w mojej pamięci, bo były po wielokroć powtarzane. Wciąż te same, wciąż tak samo. One stały się udziałem całego naszego rodzeństwa. Książkę wydałem tylko w stu egzemplarzach, bo miała być kolportowana wśród członków rodziny. Jest to swoisty prezent bożonarodzeniowy rodzeństwa i ich dzieci. Ponieważ rodzina liczy mniej niż 100 osób kilkanaście egzemplarzy trafiło do znajomych i przyjaciół. Jest mi miło, że została ona bardzo dobrze odebrana. Muszę teraz pomyśleć o dodruku - mówi autor.

A o czym opowiada tytułowa Bolcia?

O tym czego doświadczyła w dzieciństwie we wsi Sołowieje niedaleko Grodna, potem w czasie trzech lat przymusowej pracy w gospodarstwie w Damerau w Prusach Wschodnich, o zajęciu terenów przez Ruskich (wciąż takiego określenia używa), trudnych latach powojennych, założeniu rodziny, wychowaniu dzieci i pracy. Opowieść kończy opisem własnej śmierci. Śmierci w przekonaniu, że miała dobre życie.

To jej przekonanie może być zaskakujące, bo doświadczyła takiej ilości dramatów i tragedii, których wystarczyłoby na "obdarowanie" wielu innych osób, które mogłyby sobie nie poradzić z takim obciążeniem.

To śmierć jej ojca, gdy miała zaledwie kilka lat. To rozpoczęcie II wojny i agresja Niemców a za kilkanaście dni Ruskich. To ochotnicze zgłoszenie się do wywózki do Prus Wschodnich, gdzie trafiła z dwiema koleżankami z tej samej wsi. To praca na obcej ziemi, która okazała się lżejsza niż w Sołowiejach, bo gospodarstwo było zmechanizowane i zelektryfikowane a gospodyni traktowała swoich pracowników bardzo dobrze.

To tu poznała i pokochała francuskiego robotnika przymusowego o imieniu Pierre (Piotr), który jednak nie został jej mężem. Musieli się rozstać, bo akurat przetaczał się w pobliżu walec historii. Piotr obiecał, że do niej wróci. Mógł to zrobić i zrobił dopiero po 25 latach. Bolcia była wtedy żoną Mariana.

To także opowieść o dramacie ponad 100 robotników przymusowych różnych narodowości po wkroczeniu do Bartoszyc wojsk sowieckich. Byli rozstrzeliwani jak choćby Kaziuk z Wilna pracujący z Bolcią w tym samym gospodarstwie, który z rozpostartymi ramionami witał "wyzwolicieli" a ci poczęstowali go ołowiem. Kobiety z kolei, w tym Rosjanki były ustawicznie gwałcone. Ich dramaty kończyły się często śmiercią a czasem zdołały uciec z żołnierskiego "domu uciech" w Bartoszycach.

Mniej lub bardziej obszernych wątków jest w książce taka ilość, że nie sposób ich zliczyć. Każdy z nich mógłby być scenariuszem na nowelę filmową.

Książka trafiła w moje ręce dlatego, że w listopadzie napisałem o bezimiennym grobie Polki i trzech Belgów znajdującym się na cmentarzu w Bezledach. Dziś wiemy, jakie Polka i jeden z Belgów nosili imiona.


W książce jest opowieść Alfredy Hilgraf o dramacie ucieczki przez zamarznięty Zalew Wiślany i ocaleniu z tonącego Gustloffa. Bolcia odwiedziła Alfredę w Niemczech w latach 80-tych i tak dowiedziała się o podwodnym cmentarzysku Gustloffa.

Tragedii w życiu Bolci nie brakowało. To choćby śmierć jej córki, urodziny martwego chłopczyka, tragiczna śmierć jej męża.

Niestety książka nie jest dostępna w księgarniach. Dzięki dobrej woli brata autora, pana Krzysztofa Bakuna, który gospodaruje w Dąbrowie, w dawnym gospodarstwie Alfredy Hilgraf objętym po wojnie przez jego mamę, dwa egzemplarze trafiły do biblioteki publicznej w Bisztynku. Dlaczego akurat do Bisztynka? Bo tu mieszka autor tego tekstu.

Pamięć o pierwszej właścicielce gospodarstwa i pracujących tu robotnikach przymusowych oraz wszystkich innych osobach związanych z gospodarstwem jest tu wciąż żywa. Pan Krzysztof postawił im nawet pomnik.

Pan Krzysztof Bakun upamiętnił wszystkich, którzy żyli i pracowali w gospodarstwie, którego jest teraz właścicielem.
Fot. Andrzej Grabowski
Pan Krzysztof Bakun upamiętnił wszystkich, którzy żyli i pracowali w gospodarstwie, którego jest teraz właścicielem.

Ponieważ książka wzbudziła ogromne zainteresowanie już postanowiono o wydrukowaniu nowego nakładu. Potencjalni czytelnicy muszą na razie korzystać z uprzejmości tych szczęśliwców, którzy już ją mają i śledzić informacje choćby w mediach społecznościowych. Znajdą tam informację jak wpisać się na listę tych, którzy chcą książkę nabyć.

Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej razem z Gońcem Bartoszyckim kosztuje tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl





Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (9) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Jola S #2866588 | 37.248.*.* 11 lut 2020 18:26

    Było mi dane poznać Panią Bolesławę, przychodziła do mojej mamy. Pamiętam,że rozmowom nie było końca. Pani Bolcia zawsze dzieciom dawała coś słodkiego. Miałam okazję przeczytać książkę i wspomnienia wróciły. zachwycona jestem książką. Obecnie czyta ją moja ciocia i też jest pochłonięta lekturą. Brawa dla Pana Leszka za napisanie tej książki. Zapalę świeczkę na grobie Bolci.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Kalina #2866246 | 195.136.*.* 11 lut 2020 10:22

    Wzruszajaca historia, wspaniała pamiątka o ludziach i przeżyciach wartych zapamiętania

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Paula K. #2865980 | 94.254.*.* 10 lut 2020 21:52

    Książka, która wywołuje mnóstwo emocji i ukazuje również smutną historię owych czasów. Miejscami okrutna, następnie pełna wrażliwości. Serdecznie polecam, przeczytajcie, zatrzymajcie się na chwilę by spojrzeć na nasze życie przez pryzmat tamtych czasów.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  4. Paula K. #2865975 | 94.254.*.* 10 lut 2020 21:45

    Książka, która wywołuje mnóstwo emocji, porusza smutną historią, miejscami przerażająca i okrutna, a miejscami pełna wrażliwości. Serdecznie polecam. Warto spojrzeć na nasze życie przez pryzmat tamtych czasów i warto mieć taką pozycje w swojej kolekcji.

    odpowiedz na ten komentarz

  5. Maria #2865961 | 37.248.*.* 10 lut 2020 21:05

    Przeczytałam ta książkę w jeden wieczór z wielkim zainteresowaniem Wspaniała historia-biografia dająca do myślenia oddzialuwujaca na emocje czytelnika Polecam książka warta przeczytania mój egzemplarz rizchwytuja znajomi

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (9)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5