Moje pierwsze zapamiętane Boże Narodzenie

2018-12-24 08:00:00(ost. akt: 2018-12-22 08:31:00)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu.

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu.

Autor zdjęcia: SP 2

ZAMIAST FELIETONU\\\ Najwcześniejsze Boże Narodzenie, które pamiętam spędziłem w szpitalu. Pamiętam je pewnie, bo było to traumatyczne przeżycie.
Tuż przed Bożym Narodzeniem 1966 roku trafiłem do szpitala w Olsztynie z zapaleniem płuc i gorączką ponad 40 stopni. Podobno zachorowałem z powodu zjedzenia dużej ilości śniegu, bo śniegu w tamtych latach było dużo i dodatkowo był chyba smaczny. Miałem 3,5 roku i pewnie dlatego, że to tak traumatyczne doznanie, tak dobrze pamiętam moment przyjęcia do szpitala i zastrzyk w izbie przyjęć. To pewnie była jakaś penicylina, bo bolało strasznie.

Zapamiętałem łóżko, do którego mnie położono i obezwładniającą tęsknotę za mamą i tatą. Wówczas rodzice nie mogli przebywać z dzieckiem w szpitalu, a odwiedzać tylko za zezwoleniem ordynatora.

W wigilijny wieczór jedna z pielęgniarek wzięła mnie na ręce i zaniosła na korytarz. Stała tam choinka. Udekorowana ozdobami z papieru najpewniej wykonanymi przez inne chore dzieci. Nie podobały mi się te ozdoby. Cała choinka też nie, bo nie było na niej "bąbelków". Tak wtedy nazywałem bombki choinkowe, które tuż przed szpitalem widziałem w domu.

Przy choince stała gromadka innych dzieci, starszych ode mnie. Śpiewały kolędę, ubrane w pasiaste piżamy szpitalne. Powinno być wesoło, a nie było. I ja, i inne dzieci zakończyliśmy kolędowanie jednobrzmiącym płaczem.

Następnego dnia w drzwiach sali pojawili się moi rodzice i lekarz. Dostałem świąteczne prezenty. Były to: kolorowa lokomotywa składana z drewnianych klocków oraz blaszany, wielostrzałowy pistolet. Wystarczyło naciskać spust i nie trzeba było naciągać kurka jak w innych, podobnych militarnych zabawkach. Moi rodzice nie pamiętają tych prezentów, ale mnie wryły się one w pamięć.

Po rozpakowaniu broni wycelowałem i strzeliłem do lekarza. Później, gdy przekraczał próg sali podnosił ręce do góry i oddawał się w niewolę. Śmiałem się do rozpuku z dorosłego faceta, który bał się zabawkowej broni.

Po wielu latach poznałem pewnego czterolatka, który w szpitalnej sali strzelał do mnie, gdy tylko wchodziłem, a pistolet podarowałem mu sam. Może to nie był najmądrzejszy prezent lecz mam nadzieję, że i on zapamięta te święta tak długo jak ja.

ANDRZEJ GRABOWSKI

Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5