Alkoholik i hazardzista: Chciałem zabić znajomego, żeby mieć pieniądze na granie.

2017-06-10 08:43:28(ost. akt: 2017-06-10 08:53:44)
Uzależnienie od hazardu nie różni się od uzależnienia od alkoholu.

Uzależnienie od hazardu nie różni się od uzależnienia od alkoholu.

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Gdy nie miał już pieniędzy na "jednorękich bandytów" wpadł na szatański pomysł. Chciał zabić znajomego z Bartoszyc, o którym wiedział, że ma dużo gotówki. Opanował się dopiero pod jego domem. Zanim trafił na terapię usiłował się zabić. Mężczyzna opowiedział nam swoją historię.
— Może jak opowiem swoją historię to ci, którzy piją i grają na "jednorękich bandytach" zastanowią się nad tym, co robią i zaczną zmieniać swoje życie — proponuje Włodek (imię zmienione), uzależniony od alkoholu hazardzista z Bartoszyc.

No to siadamy i rozmawiamy. Opowiada, że w jego życiu najpierw pojawił się alkohol.

— Alkohol piłem od wieku nastoletniego. Zawsze w dużych ilościach. Nie ma co doszukiwać się przyczyn, dlaczego piłem, bo są one identyczne jak u wielu innych ludzi. Pierwszy poważny kryzys związany z nadużywaniem przeżyłem na czwartym roku studiów. Przez alkohol zostałem z nich wyrzucony — wspomina Włodek.

Wrócił do rodzinnego Świdnika. Dopadła go wówczas myśl, że niczego nie osiągnął, nie ma wykształcenia, znajomych, a rodzina patrzy na niego jak na nieudacznika i łobuza.

— Wtedy się zmobilizowałem. Postanowiłem skończyć studia i dopiąłem swego. Pić jednak nie przestawałem, choć miałem już żonę i dziecko. Żeby zmienić środowisko, które obwiniałem za moje niepowodzenia, przeprowadziłem się do Dąbrowy Górniczej. Miałem bardzo dobrą pracę, dobre wynagrodzenia i... towarzystwo niestroniące od alkoholu. Piliśmy właściwie codziennie, razem z przełożonymi z pracy. To były zawsze duże dawki — opowiada Włodek.

Jego przełożeni doszli w końcu do wniosku, że Włodek powinien pójść na odwyk. Zanim to się stało, będąc pijanym wziął udział w bójce. Zaatakował sześciu przypadkowych mężczyzn. Dwa miesiące spędził w areszcie. Został skazany na 8 miesięcy ograniczenia wolności. Skutek wyroku był taki, że właściwie nie opuszczał miejsca pracy.

— W pewnym sensie było to dla mnie wygodne, bo praktycznie nie pojawiałem się w domu. Mogłem pić ile tylko chciałem i nikt mnie nie ograniczał. Przełożeni mieli jednak tego dość. Zdecydowali, że trzeba mnie przenieść. Tak trafiłem do Bartoszyc. Tu miałem już całkowitą swobodę, bo żona i dzieci zostały w Dąbrowie Górniczej. Zarabiałem duże pieniądze i miałem za co pić. Przez sześć lat, do roku 1993, piłem codziennie od pół litra do litra wódki. Codziennie! Nie pamiętam przerw, a jeśli były, to w dniu wolnym od wódki piłem piwo — wspomina.

W końcu nie wytrzymał organizm. Włodek doprowadził się do takiego stanu, że dostawał duszności przy każdej próbie wypicia najmniejszej ilości alkoholu. Próbował i do tego się przyzwyczaić, ale organizm wciąż protestował.

— Byłem w delegacji, kiedy wylądowałem w szpitalu. Tam usłyszałem, że jeśli będę dalej próbował "przyzwyczaić" organizm do wódki, to w ciągu roku umrę. Przestraszyłem się. Był rok 1993. Od tego czasu nie piję. Początkowo zwyczajnie się bałem. Potem doszedłem do wniosku, że życie bez alkoholu jest lepsze. Stało się tak za sprawą terapii, w których wciąż uczestniczę. Droga do tego była jednak długa — mówi Włodek.

Dodaje, że jest znakomitym przykładem kogoś, kto uwalniając się od jednego uzależnienia łatwo popada w inne.

— Kiedy przestałem pić, spotkałem na swej drodze innego alkoholika, który zaprosił mnie na miting AA. Chodziłem tam najpierw dwa razy w tygodniu, później rzadziej i rzadziej. Opuszczanie spotkań było błędem, dziś to wiem. Uznałem, że sam poradzę sobie ze wszystkim. Skutek absencji był taki, że co prawda nie sięgnąłem po alkohol, ale popadłem w hazard. Właściwie w jednej chwili. Poszedłem z kolegami "na maszyny". Z czystej ciekawości. Wrzuciłem pięć złotych, a maszyna dała mi sto. W sekundzie obliczyłem, że nie opłaca mi się pracować. Przecież każdego dnia mogłem wygrać stówę lub więcej — opowiada.

Odtąd spędzał czas przy "jednorękich bandytach". Od kilku minut do nawet 18 godzin na dobę. Oczywiście przekonanie, że tak stanie się bogaty szybko legło w gruzach.

— Zadłużyłem się najpierw w bankach, potem pożyczałem pieniądze od ludzi. Na koniec sprzedałem okazały dom o powierzchni 440 metrów kwadratowych w rodzinnej miejscowości oraz mieszkanie w Dąbrowie Górniczej. Wszystkie pieniądze wrzuciłem w maszyny. Nie zostało mi właściwie nic — mówi Włodek.

Wtedy wpadł na szatański pomysł. Nie miał co wrzucić w maszynę i obmyślał, skąd wziąć pieniądze na dalszą grę. Wiedział, że jego znajomy ma ich dużo, ale mu nie pożyczy, bo chodziło o sporą kwotę.

— Postanowiłem go zabić, a pieniądze ukraść. Szedłem przez Bartoszyce obmyślając sposób zabójstwa. Opanowałem się dopiero pod jego domem. Wróciłem do siebie i całą noc nie spałem. Nie piłem wtedy od prawie czterech lat, więc byłem zupełnie trzeźwy. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że nie panuję nad własnymi myślami? Jak wymyśliłem taki plan? Potrzeba grania była jednak silniejsza ode mnie. Chociaż nie sprawiała mi już ona żadnej przyjemności, to nie potrafiłem przestać. Z alkoholem było tak samo. Pić też nie potrafiłem przestać, mimo że był to już koszmar, a nie przyjemność — mówi Włodek.

— Mechanizm uzależnień jest ten sam. Z jednej strony bardzo chcesz przestać, a z drugiej w żaden sposób nie możesz. Byłem raz w lokalu z maszynami z silnym postanowieniem, że żadnej nawet nie dotknę. Wytrwałem może kilkadziesiąt minut. Oparłem się o maszynę i poczułem wręcz dreszcz emocji i adrenalinę. W maszynie obok ktoś zostawił pieniądze. Wziąłem je i zacząłem grać. Tak samo obiecywałem sobie wcześniej, że nie ruszę alkoholu, by 15 minut później przypomnieć sobie moje postanowienie w trakcie picia wódki.

Włodek zrozumiał, że gra na maszynach prowadzi donikąd. Zwrócił się do terapeutki o pomoc w znalezieniu grupy wsparcia lub terapii uzależnienia od hazardu. Był rok 1997. Trafił do Mławy. Zanim tam jednak dotarł, opanowały go myśli samobójcze.

— Nie wierzyłem, że terapia mi pomoże. Rozpędziłem samochód do dwustu kilometrów na godzinę i... puściłem kierownicę. Chciałem zginąć, ale samochód wciąż jechał prosto. Znów chwyciłem kierownicę. Bałem się. Myślałem też o powieszeniu. Zwierzyłem się z tego żonie. Postanowiliśmy, że gdy znowu takie myśli mnie dopadną, będę do niej dzwonił i tak było. To ona uratowała mi parę razy życie przez zwykłą rozmowę — zwierza się Włodek.

Dodaje, że w takich przypadkach jak on rola rodziny to 95 procent ewentualnego sukcesu.

— Żeby tę rolę zobaczyć i docenić, trzeba najpierw przestać pić lub grać, czyli chcieć się z tego wyzwolić. Dopiero potem doceniłem to, że moja żona wytrzymała ze mną tyle lat. W czasach hazardu była tą najgorszą, bo mi tego zabraniała — mówi nasz rozmówca.

Od 1997 roku Włodek nie gra. Uczestniczy w spotkaniach grup Anonimowych Alkoholików i w terapii uzależnień.

— Myślę, że będę to robił do końca życia. Mam 60 lat. Z ośmioosobowej ekipy znajomych, z którymi kiedyś piłem, żyję tylko ja. Inni zmarli z powodu alkoholu. A jeśli ktoś myśli, że od hazardu umrzeć nie można, to się myli. Znałem graczy, którzy z tego powodu odebrali sobie życie — mówi.

Co by poradził nastolatkowi, który sięgnął po alkohol?

— Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy się uzależni, czy nie. Nikt nie zaczyna "przygody" z alkoholem z założeniem, że zostanie alkoholikiem. Każdemu się wydaje, że jego to nie dotyczy. Granica między piciem towarzyskim a nałogowym jest nie do uchwycenia. Ten moment można sobie odtworzyć dopiero, gdy przestanie się pić i korzysta z fachowej pomocy terapeutów oraz grup samopomocowych. Nikt nie jest w stanie tego momentu dostrzec gdy pije lub gra mimo, że sygnały z otoczenia, od rodziny, od znajomych, na pewno do niego docierają. Takie sygnały wtedy się lekceważy — mówi Włodek.

Jak dziś wygląda jego życie?

— Udało się naprawić prawie wszystko. Gdy mój syn położył swoją głowę na moich kolanach i chciał, abym go pogłaskał zrozumiałem, że już się mnie nie boi. Moje życie się zmieniło i wpłynęło na zmianę życia najbliższych. Żyję spokojnie. Mam wystarczającą ilość pieniędzy. Mam rodzinę i nie boję się nikomu spojrzeć w oczy. Pomagam innym wyjść z nałogów. Jeśli tylko chcą, wożę ich na terapie i spotkania. To dla nich jedyna szansa, aby z sobą nie skończyć.

Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Uwolniony #2541793 | 37.190.*.* 23 lip 2018 11:28

    Witam. Jeżeli zmagasz się z problemem uzależnienia zapraszam na http://www.uzalezniony.pl

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Slimak2405 #2263520 | 94.254.*.* 10 cze 2017 16:03

    Ja nie pije od 8 lat i jest super żałuję że w ogóle zacząłem.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. man #2263453 | 83.15.*.* 10 cze 2017 11:51

      każdy jest kowalem swego losu. mądry zajdzie daleko, głupi zorganizuje sobie i swoim bliskim piekło na ziemi... wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem.

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5