Władysław Klimko: Kiedyś zainteresowanie piłką ręczną było bardzo duże, bo młodzież nie miała innych atrakcji [ROZMOWA]

2016-03-06 10:00:00(ost. akt: 2016-03-04 10:26:15)
Władysław Klimko z nagrodą dla Nestora Sportu

Władysław Klimko z nagrodą dla Nestora Sportu

Autor zdjęcia: Grzegorz Kwakszys

— To tak weszło w krew, że człowiek nawet się nie zastanawiał nad tym (śmiech). To było coś normalnego. Jak pracowałem w szkole, to po zajęciach wracałem do domu, jadłem obiad, brałem torbę i szedłem do hali w "Mechaniaku" — mówi Władysław Klimko, były trener piłki ręcznej. Podczas tegorocznej gali w Bartoszycach otrzymał nagrodę dla Nestora Sportu.
— Podczas tegorocznej gali w Bartoszycach otrzymał pan tytuł Nestora Sportu. To musiało być bardzo miłe wyróżnienie?

— Na pewno bardzo zaskakujące. Przecież od wielu lat już w sporcie nie działam. Ale to chyba normalna kolej rzeczy. Był człowiek, swoje zrobił, po czym przychodzą młodsi.

— Pan kogo by wyróżnił tytułem Nestora Sportu?

— Trudna sprawa... Prawie wszyscy ludzie, którzy działali w latach 60. i 70., już odeszli. Ale żyje jeszcze Mieczysław Krauze, który mieszka w Lidzbarku Warmińskim, a który był nauczycielem w Liceum Pedagogicznym i działał trochę przy siatkówce. No i przede wszystkim jest Stanisław Kierbiedź. Razem graliśmy w siatkówkę w lidze międzywojewódzkiej. Stasiu prowadził LZS, potem działał w TKKF. Sam startowałem w organizowanych przez niego zawodach lekkoatletycznych. Zresztą byłem zawodnikiem Bałtyku Gdynia. Biegałem sprinty, skakałem w trójskoku.

— Jak zatem trafił pan do piłki ręcznej, bo to z niej jest pan przede wszystkim znany w Bartoszycach?

— W 1963 roku przyszedłem do pracy do szkoły podstawowej nr 1. Młodzież garnęła się do sportu. Były czwórboje lekkoatletyczne, piłka nożna, choć akurat ja wielkim jej miłośnikiem nie jestem. Podczas studiów trochę grałem w piłkę ręczną. Technicznie byłem niezły, ale nie miałem warunków. Miałem małą dłoń.

— Ciężko było chwytać piłkę?

— Dokładnie (śmiech). Wtedy nie grało się na kleju.
Kiedy przyszedłem do pracy, szkoła nie miała sali sportowej. Przed budynkiem stały jednak dwie bramki, więc zaczęliśmy bawić się w piłkę ręczną. Miałem już wtedy uprawnienia instruktora. Zainteresowanie było bardzo duże, bo młodzież nie miała wtedy żadnych innych atrakcji. Próbowałem załatwić nam wejście na halę do jednostki wojskowej, ale wówczas nie było o tym nawet mowy. Hala w "Mechaniaku" też była obłożona. Graliśmy więc na podwórku.

— I jak wam to szło?

— Po roku zdobyliśmy trzecie miejsce w województwie podstawówek, a zaraz potem kolejne. Wtedy już pracowałem w SP nr 3. W 1968 roku zostaliśmy mistrzami województwa i pojechaliśmy do Białegostoku na półfinały mistrzostw Polski. Przegraliśmy wtedy wszystkie mecze, ale nie jakoś zdecydowanie. W tej drużynie grali między innymi Stasiu Krysztopik, Czarek Kwiatkowski, Tadek Zalewski, Zbyszek Sosnowski, którzy potem byli bardzo dobrym piłkarzami nożnymi i grali w drugoligowym Stomilu Olsztyn, Zbyszek Liminowicz.

Pamiętam, że kiedy od września 1964 roku zacząłem pracę w "Trójce", to budynek szkoły jeszcze nie był oddany do użytku. Uczyliśmy więc popołudniami w innych szkołach. Dopiero od półrocza weszliśmy do budynku. Razem z uczniami zrobiliśmy boisko, ktoś załatwił spychacz, który wyrównał ziemię. Graliśmy jednak na piachu i gdy się kurzyło, chłopcy zawsze śmieli się, że to "sanatorium na drogi oddechowe" (śmiech).

— Ale na tym jednym półfinale mistrzostw Polski, w Białymstoku, nie skończyło się.

— Dwa lata później pojechaliśmy na półfinały do Lublina i już walczyliśmy. Po powrocie do Bartoszyc udało się w końcu dogadać z dowódcą jednostki i cztery razy w tygodniu wpuszczano nas na tamtejszą halę. Mogliśmy ćwiczyć w godzinach południowych, kiedy żołnierze nie mieli swoich zajęć.

Zebrałem paczkę dwudziestu kilku chłopaków ze wszystkich bartoszyckich szkół. Wtedy drużyna liczyła jedenaście osób, z czego siedmiu zawodników musiało być z mojej szkoły, a resztę można było dobrać. Zaczęliśmy jeździć po turniejach, ale i organizować je w Bartoszycach. Pierwszy zrobiłem w hali jednostki. Zaprosiliśmy drużyny z Warszawy, Białegostoku, Olsztyna, no i wygraliśmy.

— Dla tych młodych wtedy chłopaków wyjazdy na ogólnopolskie turnieje musiały być czymś niezwykłym.

— Nasi chłopcy byli w tamtym czasie jeszcze trochę "wystraszeni", kiedy jechaliśmy w Polskę. Raz zaproszono nas do Gdańska, gdzie rywalizowało 30 drużyn z całego kraju. To był duży turniej, mecze odbywały się w kilku halach po całym mieście. W grupie mieliśmy między innymi Tarnów, który był wówczas potęgą. Chłopcy z tamtej drużyny pytali moich, gdzie leżą te całe "Bartoszewice" (śmiech).

Powiedziałem wtedy moim zawodnikom, że jak im skroimy tyłek, to sami będą szukać naszego miasta na mapie. Do mnie podszedł jeszcze trener z Tarnowa. Nie wiedział, kim jestem. Akurat jego chłopcy zagrali wcześniej w Szwecji. "Chyba rozwalę te Bartoszyce. Tam nie będzie z kim grać" powiedział do mnie. Coś mu tam odpowiedziałem w stylu "chyba tak".

Doszło do meczu. Do przerwy prowadziliśmy 8:3, a skończyło się wynikiem bodajże 12:5. Po wszystkim trener podszedł do mnie i powiedział: "aleś zagrał ze mną!" (śmiech).

— Jeździliście na turnieje, ogrywaliście się i w końcu przyniosło to efekt. W 1972 roku prowadzona przez pana drużyna zdobyła wicemistrzostwo Polski podczas Igrzysk Młodzieży Szkolnej.

— Zebrałem porządną drużynę. Grali w niej między innymi Józef Mikucki, Jurek Mostowy, Bogdan Słodziński, Krzysiek Więczkowski, Krzysiek Jasiński, Jurek Gołos, Zbyszek Jagiełło, Andrzej Garwacki. O Mikuckim "Przegląd Sportowy" pisał jako o jednym z dwóch największych talentów piłki ręcznej w Polsce. Drugim był Wacław Smagacz z Tarnowa. Wtedy już nikt nie pytał, "co to za Bartoszyce". Raczej żałowali, że na nas trafili (uśmiech). Krążyły plotki, że mamy w mieście jedną halę i całymi dniami gramy w piłkę ręczną (śmiech).

Finały odbyły się w Łodzi. Ograliśmy najpierw gospodarzy, potem przegraliśmy z Rzeszowem, gdzie gwizdali nam sędziowie z... Łodzi. Na koniec wygraliśmy chyba z Obornikami i weszliśmy do finału. Lał wtedy niesamowity deszcz, a trzeba wiedzieć, że graliśmy na powietrzu, na boisku asfaltowym. Z powodu jednak tego deszczu przeniesiono mecz do hali.

Na 7 minut przed końcem prowadziliśmy 10:8. Wtedy naszemu zawodnikowi, który biegł z piłką, pękła... sznurówka. Zgubił but, nie wiedział co zrobić i wyrzucił piłkę. Sędziowie puścili akcję, choć powinni byli ją przerwać, rywale rzucili bramkę, potem kolejną. Przegraliśmy dwoma golami, ale dla mnie to był ogromny sukces. Dwaj nasi zawodnicy, bramkarz Zbyszek Stępień oraz Mikucki weszli do najlepszej siódemki mistrzostw.

— Bardzo utalentowanych zawodników mieliśmy w historii piłki ręcznej w Bartoszycach?

— Talentem na pewno był wspomniany Mikucki. Niestety, zginął w wypadku samochodowym mając zaledwie 21 lat. Mieszkał w Bartoszycach przy ulicy Jagiellończyka. Podczas jego pogrzebu było tak dużo ludzi, że kiedy czołówka z trumną była pod urzędem miasta, to ludzie jeszcze szli ulicą Dubois (obecnie Strzeleckiego — red.).

Kolejnym dużym talentem był Zbigniew Dzik. Trafił do Wybrzeża Gdańsk, był w kadrze narodowej juniorów. Grał dużo i po paru latach to wyszło. Był zbyt mocno eksploatowany. Grał jeszcze w Bydgoszczy, potem wrócił do Bartoszyc i występował w Victorii, by znowu odejść do Gdańska, tym razem do Spójni. Teraz mieszka w Olsztynie, a jego syn gra w tamtejszym Szczypiorniaku.

Kto jeszcze? Jeden z braci Łysakowskich, Wojciech, grał w Wiśle Płock. Z młodszych roczników to na pewno Jarosław Grzyb i Wojciech Kasperowicz. Obaj byli w kadrze młodzieżowej na mistrzostwa świata lub Europy, już nie pamiętam. Nie pojechali jednak na jakieś zgrupowanie i zostali skreśleni.

— Skąd było tak duże zainteresowanie w Bartoszycach w latach 60. i 70. piłką ręczną?

— Był okres, że w lidze międzywojewódzkiej grali siatkarze, koszykarze, piłkarze nożni, ale nie było szkolenia młodzieży. Seniorzy zbierali się i grali. W październiku 1980 roku powstał Międzyszkolny Ośrodek Sportowy, któremu szefowałem. W Bartoszycach była liga piłki ręcznej, w której grało osiem drużyn z pięciu podstawówek. To później przełożyło się na dalsze sukcesy. Waldemar Pisarzewski zdobył mistrzostwo Polski młodzików z chłopcami z SP nr 2, mój syn Jarosław doprowadził drużynę do brązowego medalu, a Zbigniew Kuśnierz zajął w finałach 7. miejsce.

— Od czterech lat przy Młodzieżowym Domu Kultury znowu działają dziecięce i młodzieżowe sekcje piłki ręcznej. To szansa na odbudowę naszej pozycji w kraju?

— Pomału się to odbuduje, tylko trzeba na to czasu. Pierwszy stworzył grupę mój syn Jarek, ale wtedy nie było już tej tradycji i miał problemy z naborem. Najpierw szły więc trenować dzieci dawnych zawodników. Poza tym młodzież nie jest już taka jak kiedyś. Ma wiele innych rozrywek i nie zawsze chce przyjść i zganiać się w hali tak, że ledwo zipie. Grupy Andrzeja Cichockiego są już jednak liczniejsze.

— A jest jeszcze w mieście zapotrzebowanie na piłkę ręczną w seniorskim wydaniu?

— Kilka lat temu przyszło do mnie kilku zawodników, by zgłosić się do drugiej ligi. Było wtedy trochę osób chętnych do gry, a na bazie MDK robiłoby się szkolenie młodzieży. Sprawa jednak upadła. Przede wszystkim trzeba by taką drużynę gdzieś "przykleić". Do Victorii? Nie wiem, czy jej obecny zarząd chciałby tego.

Kolejna kwestia to pieniądze. Na drugą ligę trzeba mieć, leciutko licząc, ze sto tysięcy złotych. A poza tym ci zawodnicy, którzy chcieli wtedy grać, mają teraz ponad 30 lat, a potem jest ogromna pusta, bo przez długi czas nie było w mieście szkolenia. Dlatego uważam, że należałoby się nastawić na szkolenie młodzieży. Do wieku juniora młodszego możemy to robić i osiągać przyzwoite wyniki.

— No to jeszcze na koniec: jak pan wspomina te wszystkie lata spędzone na trenerskiej ławce? O, widzę, że od razu się pan szeroko uśmiecha.

— To tak weszło w krew, że człowiek nawet się nie zastanawiał nad tym (śmiech). To było coś normalnego. Jak pracowałem w szkole, to po zajęciach wracałem do domu, jadłem obiad, brałem torbę i szedłem do hali w "Mechaniaku". Kiedy trenowałem Victorię, to był okres, że mogliśmy ćwiczyć dopiero od godziny 21. Wychodziłem więc pół godziny wcześniej, a wracałem o 22.30. I tak cztery razy w tygodniu.

Grzegorz Kwakszys
g.kwakszys@gazetaolsztynska.pl

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
 Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Krzysztof #2197508 | 94.254.*.* 8 mar 2017 16:31

    Panie Władku, Trenował nas Pan w SzP nr 1 i to była naprawdę mocna drużyna , a Pans syn doprowadził nas do trzeciego miejsca i brązowego nedalu na Mistrzostwach Polski w Gdańsku . Bardzo dziękuje za miłe spędzone chwile na boisku i poza nim. Życzę dużo zdrowia.... Pozdrawiam, Krzysztof Z

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Zeno #1949145 | 88.220.*.* 9 mar 2016 07:46

    Panie Władku- gdy Pan był trenerem piłki ręcznej w Bartoszycach mieszkałem poza Bartoszycami.Zawsze z wielką przyjemnością czytałem o osiągnięciach Pana drużyny.Byłem z tego powodu bardzo dumny.Dobrze, że Bartoszyce miały takich ludzi. Życzę dużo zdrowia!!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  3. Staś #1948815 | 88.156.*.* 8 mar 2016 17:58

    Władku ! Gratuluję wyróżnienia ! Wiele się od Ciebie nauczyłem ( oczywiście mam na myśli piłkę ręczną ) ! Pozdrawiam !

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  4. tadkier #1948100 | 88.220.*.* 7 mar 2016 16:09

    Panie Władku, Wielkie Dzięki za "zaszczepienie" bakcyla sportowego (Pana uczeń Sz.Podst. Nr3). Ja w wieku 59 lat "śmigam" na rowerze szosowym i mtb jak dwudziestoparolatek i to jak, jest OK. Życzę Panu Dużo Zdrowia i pozdrawiam serdecznie.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  5. Ukasz #1947471 | 88.220.*.* 6 mar 2016 16:19

    Trenował mnie Pan w latach 90-tych. Fajnie było na treningach. Pozdrawiam serdecznie :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (6)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5