Siwe włosy, ubezpieczenia i analiza ryzyka inwestycyjnego

2015-02-05 11:16:17(ost. akt: 2015-02-05 11:47:26)
Co mają wspólnego słowa wymienione w tytule tego felietonu? Okazuje się, że wiele. Siwe włosy są oznaką lat przeżytych na tym świecie a ubezpieczenia i rynek finansowy to pole do popisu dla tych, którzy wiek swych klientów potrafią bezwzględnie wykorzystać.
Tydzień temu w „Gońcu Bartoszyckim” pisałem o panu Ryszardzie z Bartoszyc, który nie chce mieć konta bankowego i zdenerwowało go ponad miesięczne oczekiwanie a zwrot 49 złotych składki ubezpieczeniowej, którą nieopatrznie uiścił, przekonany uprzejmie o bezwzględnej potrzebie ubezpieczenia świeżo nabytej kuchenki gazowo-elektrycznej.

Potrzeba ubezpieczenia kuchenki akurat najpilniejszą nie była, co pan Ryszard skonstatował po powrocie do domu (z kuchenką).

Firma ubezpieczeniowa opierała się mocno ze zwrotem składki, żądając od pana Ryszarda numeru konta bankowego, maila, numeru telefonu, adresu do korespondencji, peselu i czegoś tam jeszcze. A pan Ryszard ani maila nie ma, ani konta i nie chce ich mieć i... może mieć raję, że nie chce.

No bo jak już by to konto bankowe miał, mogłoby się okazać, że ulokowane tam oszczędności całego jego życia, po upływie 18 miesięcy lokaty inwestycyjnej, przyniosą mu zysk w wysokości zera złotych, czyli taki jaki przyniosłoby mu przechowywanie gotówki w skarpecie, co pan Ryszard preferuje.

Z taką sytuacją miała do czynienia pani Weronika z Bartoszyc, której lokata tyle właśnie „zysku” przyniosła i której przypadek opisałem w jutrzejszym wydaniu „Gońca Bartoszyckiego”.

Oczywiście pani Weronika jest sama sobie winna, bo podpisała około 10 oświadczeń na dyspozycji-umowie, że ją zapoznano, że poinformowano, że jest świadoma i że „przeprowadziłam osobistą analizę ryzyka finansowego związanego z lokatą inwestycyjną”. Nie umniejszając inteligencji pani Weroniki nie jest ona analitykiem giełdowym, którym i ja nie jestem, bo stan moich finansów osobistych nie pozwala mi aspirować do żadnych analiz rynku finansowego a tym bardziej analiz ryzyka związanego z inwestycjami.

Panią Weronikę do wpłacenia kasy na lokatę inwestycyjną przekonała oczywiście pracownica banku odręcznie wyliczając jej, że przybędzie 10,2% odsetek jeśli tylko nie będzie ruszać pieniędzy z konta przez 18 miesięcy. Nie przybyło a gdy właścicielka lokaty zapytała o co chodzi, że nie ma zysku usłyszała: „tak wyszło”. Centrala banku oczywiście winna się nie czuje, bo ma podpisy starszej już pani na wszelkich możliwych kwitach.

Mnie trudno jednak uwierzyć, że pracownica banku nie wie o tym, że umiejętność "analizy ryzyka finansowego związanego z lokatą inwestycyjną" jest dość elitarna i gdyby pani Weronika ją posiadła, to iwestowałaby swą kasę przez obrót obligacjami lub akcjami na międzynarodowych rynkach finansowych.

Piszę o tym, bo właśnie uświadomiłem sobie, że kiedy skończyłem 50 lat, stałem się celem wszelkiej maści naciągaczy usiłujących sprzedać mi rewelacyjne produkty gotujące warzywa na parze (których nie znoszę), uzdrawiające kołdry i koce z wełny egzotycznych zwierząt albo szampony przywracające naturalny kolor moich włosów.

Od 15 lat naturalnym kolorem mojej rzadkiej czupryny jest kolor siwy przechodzący w platynową biel i za szampon uwidaczniający tę barwę nie muszę płacić 99 złotych, bo równie skuteczny jest zwykły, kupiony w zwykłym sklepie. Pan, który ów szampon mi oferował, nie potrafił odpowiedzieć na pytanie skąd ten szampon wie jaki miałem kolor niegdyś bujnych włosów, bo choć trudno w to uwierzyć był taki czas kiedy siwy nie byłem.

Mniejsza o to skąd te firmy mają w bazach danych numery moich telefonów. Najpewniej zaznaczyłem na jakimś kwicie lub w formularzu internetowym kratkę ze zgodą na przekazywanie moich danych podmiotom współpracującym np. z operatorem telefonicznym i potem już pooooszło...

Stąd pewnie próby ubezpieczenia mojego telefonu fińskiej marki wartego ze 100 złotych za, mniej więcej, taką kwotę składki ubezpieczenia „od wszystkiego” rocznie.

- A jeśli świadomie i z premedytacją rozwalę ten telefon o betonowy chodnik, to mi wypłacicie odszkodowanie? - zapytałem nieco namolną panią oferującą to ubezpieczenie.
- Nnnno nie – odparła niepewnie.
- A to nie skorzystam – oświadczyłem uroczyście.

Pani za wygraną nie dała usiłując wzbudzić we mnie poczucie winy z tej racji, że taki mało nowoczesny jestem, że przecież zgubić mogę albo mnie okradną, albo kawą zaleję i poniosę realne i istotne straty jeśli telefonu nie ubezpieczę.

Miałem czas a pani dzwoniła do mnie, więc naciągnąłem jej firmę na koszty połączenia wypytując dokładnie o warunki ubezpieczenia, o ogólne warunki ubezpieczenia (zmora wszystkich ubezpieczonych), posłużyłem się natychmiast wymyślonych przykładami sytuacji w których padam ofiarą przestępstw, od przywłaszczenia, poprzez kradzież rozbójniczą i rozbój bez użycia niebezpiecznych narzędzi oraz z ich użyciem, kradzież zwykłą i udział w bójce lub pobiciu.

Pytałem o to, czy odszkodowanie zależy od stanu mojej trzeźwości w dniu zajścia powodującego utratę bezcennego telefonu, o rodzaj napojów, którymi wolno mi go zalać i czy jeśli go zgubię to mam zażądać od organów ścigania wszczęcia akcji poszukiwawczej.

Po uzyskaniu wyczerpujących odpowiedzi ponownie odmówiłem zawarcia umowy poza siedzibą firmy, czyli na odległość. Zniechęcona firma nie zatelefonowała do mnie nigdy więcej, tym bardziej, że u mego operatora telefonicznego złożyłem stosowne oświadczenie o zakazie udostępniania moich danych podmiotom z nim współpracującym. Okazało się to skuteczne a operator pisemnie mnie poinformował o tym, że już nie udostępniają tych moich danych.

Radzę sobie z naciąganiem mnie przez telefon i poprzez kasowanie wiadomości reklamujących, głównie środki na potencję, zalewających moją skrzynkę mailową od czasu, gdy te 50 lat ukończyłem.

Pracownica banku też mnie nie namówi na lokatę inwestycyjną, bo stan moich finansów osobistych nie pozwala na inwestowanie w cokolwiek innego niż dzieci moje i ich wykształcenie.

Niestety muszę wkrótce nabyć w sklepie kuchenkę gazowo-elektryczną, bo stara, wedle ekspertyzy gazownika, stała się niebezpieczna. Z całą pewnością ekspedient zaoferuje mi jej ubezpieczenie „od wszystkiego”, bo oferuje je wszystkim klintom. Jestem na to przygotowany.

- W trosce o bezpieczeństwo zawieranych umów i dobro pana (tu imię z identyfikatora zawieszonego na firmowym ubranku) informuję, że rozmowa zostanie nagrana. Jeśli nie wyraża pan na to zgody, proszę o odstąpienie od składania mi ofert dodatkowych – zakomunikują podsuwając dyktafon przekonującemu.

Co on na to? Nie wiem jeszcze, ale pewnie o tym napiszę.

Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl

]kliknij tutaj[/url]
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ? #1657478 | 195.136.*.* 6 lut 2015 10:17

    Z telefonicznymi naciągaczami mam podobne doświadczenie. Kiedyś byłem bardziej niecierpliwy i rozłączałem się w trakcie namawiania na kolejny pokaz "smacznego gotowania", skutkowało to tylko tym, że po paru minutach miałem kolejne połączenie z tego samego numeru. Teraz kulturalnie "odbijam piłeczkę", dziękuję, nie jestem zainteresowany. I spokój. Ale ostatnio coraz częściej zdarzają się "głuche telefony" prawdopodobnie od zawiedzionych naciągaczy polujących na staruszków. Jestem nosicielem imienia, którego raczej w ostatnim półwieczu już nie nadawano, nazwisko posiadam także staroświeckie - bardzo wschodnie. Naciągacze już zacierają łapki na kolejną zdziecinniałą ofiarę a tu pudło - natura obdarzyła mnie "wyjątkowo młodym" głosem, i dzwoniący traci całe zainteresowanie moją skromną osobą.

    Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5