Alfabet pilota rajdowego (4)

2024-01-22 12:00:00(ost. akt: 2024-01-21 11:08:48)

Autor zdjęcia: archiwum teamu

SPORTY MOTOROWE\\\ Bezpieczne dachowanie, szutrowa frajda, zalety uporu, ekstremalna jazda autem bez szyb oraz bardzo niegościnne Węgry - oto czwarta i ostatnia część Alfabetu Adama Biniędy, rajdowego pilota z Bartoszyc, aktualnego mistrza Polski.
STRZELIĆ DACHA - dachowanie, czyli częsty obrazek z rajdowych tras. I chociaż wygląda to niekiedy przerażająco, to - wbrew pozorom - podczas rajdu jest to jeden z najbezpieczniejszych, o ile można użyć tego słowa w tej sytuacji, wypadków. Po prostu siły rozkładają się na wiele elementów auta, a prędkość jest wyhamowywana stopniowo. Zdecydowanie groźniejsze są „dzwony”, w wyniku których prędkość spada błyskawicznie, jak na przykład po uderzeniu w drzewo. Generalnie dachowanie jest nieodłącznym elementem rajdów samochodowych, a kierowców pod tym względem można podzielić tylko na dwie grupy, czyli tych, którzy już „strzelili dacha”, i tych, którzy to dopiero zrobią. Prędzej lub później, ale musi się im to przytrafić. Ważne, by potem ponownie postawić auto na cztery koła, często z pomocą kibiców, i pognać do mety zgodnie z zasadą, że dopóki koła się kręcą, to trzeba próbować.

Szutry - moja ulubiona nawierzchnia. Myślę, że nie ma kierowcy z Warmii i Mazur, który by przyznał, że woli asfalt (śmiech). Rajdy o luźnej nawierzchni są najbardziej widowiskowe, dają też wielką frajdę załogom, bo jazda w pełnym poślizgu zawsze powoduje uśmiech na naszych twarzach. A poza tym jeśli są szutry, to są i hopy, czyli to, co kibice lubią najbardziej. Nasze województwo słynie z szutrowych imprez, a nasze znaki rozpoznawcze to Rajd Polski, Rajd Kormoran i Rajd Warmiński.

TERENOWE RAJDY - zupełnie inna dyscyplina niż rajdy drogowe. Trudno te dwa sporty porównać, bo to jest mniej więcej tak, jakby porównać piłkę nożną i siatkówkę. Niby i tu, i tu gra się piłką na boisku, ale na tym podobieństwa się kończą. Gdybym miał powiedzieć, które rajdy wolę, miałbym problem, bo w obu są inne emocje i w obu inne są też moje zadania jako pilota.

UPÓR - cecha mojego charakteru, której zawdzięczam, że w tej chwili jestem mistrzem Polski. Czasem upór prowadzi nas na manowce, ale w moim przypadku się opłacił. Przecież dzięki niemu nie zakończyłem swojej przygody z rajdami już na poziomie amatorskim, tylko cały czas chciałem się rozwijać i szukałem nowych możliwości. Miałem swój pomysł na karierę i konsekwentnie starałem się go realizować, nie przejmując się porażkami, których przecież nie brakowało. Nawet moi rodzice byli zdziwieni, że ja, chłopak z jakichś Bartoszyc spod rosyjskiej granicy, marzę o rajdowej karierze. Zdarzało się, że niektórzy to się nawet palcem w głowę stukali, dając mi tym samym jasny znak, co sądzą o moich marzeniach. Jednak uparcie dążyłem do celu - być może dlatego, że moim ulubionym zwierzęciem jest osioł (śmiech).

UTV - auto zbudowane na konstrukcji rurowej. Można nawet powiedzieć, że UTV to jedynie rury, koła i silnik. Jazda nim jest ekstremalnym wyzwaniem, chyba że ktoś bardzo lubi, gdy mu się błoto leje do środka. Przyznaję, że do tej pory mam jeszcze mieszane uczucia. Dlaczego zatem zdecydowałem się wsiąść do tego auta? Bo było to jedno z moich wyzwań, ponieważ czymś takim nigdy wcześniej jeszcze nie jeździłem. Inna sprawa, że kierowca (Mirosław Tokarczyk - red.) z propozycją zadzwonił do mnie tuż po zakończeniu ubiegłorocznego Rajdu Dakar. Oczywiście oglądałem go w domowym ciepełku, popijając coś dobrego, w telewizji widziałem piękne krajobrazy, a przede wszystkim śledziłem fascynującą rywalizację sportową. Nic więc dziwnego, że „naładowany” tymi obrazami zdecydowałem się przyjąć propozycję Mirka. Jednak już pierwszy start uświadomił mi, że jazda UTV po polskich bezdrożach nie ma nic wspólnego z tym, co widziałem podczas Dakaru. Był to kwiecień, temperatura ledwie powyżej zera i padający deszcz. Takie warunki bardzo nam „uatrakcyjniły” rywalizację na poligonie w Drawsku, bo UTV ma bardzo oszczędną karoserię, m.in. nie ma szyb. Jechaliśmy w kaskach i goglach, a na mecie w niczym nie przypominaliśmy siebie ze startu, bo cali byliśmy niemiłosiernie ubłoceni.

WĘGRY - kraj, do którego mam wybitnego pecha. Cztery razy tam startowałem, no i trzy razy nie dojechałem do mety, a raz dojechałem, ale z awarią, która pozbawiła nas szans na dobry wynik. W jednym ze startów mieliśmy nawet podwójnego pecha, bo pierwszego dnia nie dojechaliśmy do mety z powodu awarii sprzęgła, a następnego dnia posypał się nam dyferencjał. Dlatego chociaż Węgry to piękny kraj, to w swoich planach startowych raczej będę ich unikał, tym bardziej że język węgierski to też spore wyzwanie (śmiech).

ZAMIANA - swoją przygodę z tym sportem zacząłem jako kierowca, ale w 2013 roku zdecydowałem się na zamianę lewego fotela na prawy, na którym siedzi pilot. Jako kierowca doszedłem wtedy do ściany, bo wiedziałem, że bez solidnego wsparcia sponsorów nie mam szansy na zrobienie kolejnego kroku. Mogłem się więc dalej bawić na dotychczasowym poziomie, tyle że to już przestało mnie bawić. Całe szczęście pojawiła się alternatywa, bo w 2011 roku Sebastian Chrzanowski zaproponował mi fotel pilota w Rajdzie Warmińskim. Dwa lata później wystartowaliśmy w całym cyklu Szuter Cup. W 2014 roku ponownie wzięliśmy udział w tym cyklu, a w 2015 roku zwyciężyliśmy w klasyfikacji generalnej. Od tego na dobre zaczęła się moja przygoda jako pilota, dzięki której zobaczyłem rajdy z innej perspektywy.
Jako kierowca byłbym jednym z wielu amatorów, którzy nigdy nie staną przed szansą na udział w ważnym rajdzie, natomiast jako pilot krok po kroku w 2023 roku doszedłem do mistrzostwa Polski w klasyfikacji generalnej Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Czyli była to naprawdę dobra zmiana.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5